W tym roku potwierdzono w Polsce 12 przypadków włośnicy – wynika z najnowszych danych o zachorowaniach na choroby zakaźne. W tym samym okresie ubiegłego roku, czyli od 1 stycznia do 30 czerwca, nie zanotowano ani jednego przypadku.
Włośnica to zakażenie larwami włośnia, znajdującymi się w mięśniach chorych zwierząt, m.in. świń i dzików.
Ludzie chorują na włośnicę po zjedzeniu surowego lub niedogotowanego zakażonego mięsa lub wędlin wędzonych w zbyt niskiej temperaturze.
Larwy nicienia, włośnia krętego (Trichinella spiralis), są otorbione w mięśniach nosiciela. Po spożyciu kawałka surowego, wędzonego w zbyt niskiej temperaturze, niedopieczonego czy niedogotowanego mięsa z larwami, osłonka ulega w żołądku strawieniu, a uwolnione larwy zaczynają się rozwijać w jelicie cienkim.
Przy bardzo silnej inwazji dochodzi wówczas do nieżytu jelit i biegunki. Gdy osiągną dojrzałość, ich liczne potomstwo przenika po kilku-kilkunastu dniach od zakażenia do krwiobiegu i wędruje po całym organizmie, szukając dogodnych warunków do osiedlenia się w mięśniach.
Obecność larw drażni tkanki mechanicznie i wywołuje reakcję alergiczną. Także produkty przemiany materii pasożyta zatruwają żywiciela. Pojawiają się trwające kilka tygodni bóle i sztywnienie mięśni, silna gorączka, dreszcze, obrzęk twarzy i powiek, nudności i wymioty. Przy masywnym zakażeniu objawy przypominające grypę mogą się utrzymywać latami.
Aby zabezpieczyć konsumentów przed włośnicą, mięso świń i dzików jest poddawane badaniom weterynaryjnym.