UWAGA! Świat się kończy!
Na początku stycznia jak co roku w internecie roi się od przepowiedni o końcu świata. I jak zawsze wszystko wskazuje na to, że to już niebawem nasz padół odejdzie w niebyt. Przez lata patrzyłem na to z pobłażliwością. Tym razem jednak z tym końcem świata coś jest na rzeczy i nie dlatego, że tak wieszczą różnej maści portale. Rzecz w tym, że gdy ktoś jest w stanie wymyślić, że sposobem na gaszenie pożarów w Australii jest kupowanie kosmetyków w Polsce, dotknęliśmy granicy niebytu. - pisze w "Gazecie Polskiej Niecodzienna" Jarosław Molga.
Z przepowiedniami jest tak, że z reguły mówią to samo: przyjdą wojny i katastrofy. A że co roku są jakieś wojny i katastrofy, więc co roku znajduje się podstawa do tego, by wieszczyć koniec świata. Tym razem na potwierdzenie tezy o ziemskim finiszu znalazły się dwa wydarzenia: pożary w Australii i rakietowy dialog Ameryki z Iranem. Na szczęście wojna na Bliskim Wschodzie nie wyszła poza standardowe wrzenie. W Australii natomiast rzeczywiście ogień pustoszy kontynent. I nagle nasi celebryci postanowili się włączyć w ogólnoziemski trend pomocy. I to jak postanowili! Znalazłem tekst na Noizz.pl: „Bogate instagramowe celebrytki, rozpoczynając akcję »Shopping for Australia«, po raz kolejny udowodniły, że nie potrafią łączyć ze sobą najprostszych faktów. Izabela Janachowska stwierdziła, że dobrym sposobem na pomoc ofiarom pożarów będą warte ponad 600 zł zakupy w drogerii, kompletnie ignorując nawoływania ekspertów, że nadmierny konsumpcjonizm jest jedną z przyczyn klimatycznej katastrofy”. „Wszyscy wiemy, jaka tragedia rozgrywa się w Australii, i fajne jest to, że dużo o tym rozmawiamy, a przy okazji rozumiemy, do czego potrafią prowadzić zmiany klimatyczne. Jednak jeszcze bardziej niż gadanie lubię robienie, więc zachęcam was do udziału w moim challenge-u” – mówi Janachowska i zaczyna tłumaczyć zasady najgłupszej formy pomocy ofiarom pożarów w Australii, o jakiej do tej pory słyszeliśmy.
Na czym polega akcja „Shopping for Australia”?
Chodzi o to, aby na konto sprawdzonej fundacji, która zajmuje się pomocą ofiarom pożarów w Australii, przelać równowartość naszych ostatnich zakupów. Kiedy już to zrobimy, należy nominować do akcji trzy kolejne osoby, bo jak zaznacza inicjująca akcję Izabela Janachowska, „chodzi o efekt skali”. Kilka sekund później prezenterka telewizyjna, a przy okazji żona milionera, chwali się zakupami w drogerii za ponad 600 zł i dowodem, że na konto wybranej fundacji przelała kwotę 150 euro. Do dalszej „zabawy” nominowała Natalię Siwiec, Małgorzatę Sochę i Małgorzatę Rozenek-Majdan – ta ostatnia zapowiedziała już nawet „zakupowy haul”, ale na razie nie doczekaliśmy się relacji z „zakupów w słusznym celu”. Według założenia pomysłodawczyni cała akcja ma potrwać 24 godziny. „Równowartość waszych ostatnich zakupów może uratować wiele istnień” – argumentuje i namawia innych prezenterka.
Przytoczyłem obszerny fragment tekstu, bo zanim nastąpi koniec świata, warto gruntownie poznać i zapamiętać ten przykład głupoty ludzkiej. Takie pomysły i sam tok rozumowania są czymś wyjątkowym na przestrzeni dziejów. Pani Janachowska nie wzięła jeszcze jednego pod uwagę. Otóż w dzisiejszym świecie z rzymskiej zasady „Non omne quod licet honestum est” (nie wszystko, co dozwolone, jest uczciwe) uczyniono podstawową normę, tłumacząc ją wspak, czyli nieuczciwe, ale dozwolone! I to na każdym kroku widać, choćby robiąc te uwielbiane przez Janachowską zakupy. Nasz redakcyjny kolega Sebastian kupował w Ikei zlewozmywak z kamienia. Po rozpakowaniu w domu paczki okazało się, że jest pęknięty. Pojechał do Ikei jeszcze raz. Wmówili mu, że to przez niego to nieszczęście, bo sam sobie paczkę przywiózł do domu. Jako że zlew był mu potrzebny, kupił drugi, ale chciał w sklepie sprawdzić, czy jest cały. A nie! – powiedzieli w Ikei, paczkę to pan może otworzyć dopiero w domu! Tylko wtedy przyjmiemy reklamację. I okazało się już w domu, że drugi jest pęknięty, ale z góry wiadomo, czyja wina, bo Sebastian ten zlew sam sobie przywiózł. Ma więc dwa pęknięte zlewy, wymienia z Ikeą korespondencję w sprawie reklamacji, a firma obraca jego pieniędzmi. Że nieuczciwe? Ale dozwolone! W ogóle teraz kupno czegoś nowego oznacza ryzyko. Osobiście kupiłem telefon i po rozpakowaniu okazało się, że nie działa. Chciałem wymienić, ale nie, tylko reklamacja. I choć moją wolą była wymiana, dostałem ze sklepu SMS-a: „Uprzejmie informujemy, że zgodnie z oczekiwaniem reklamowany towar zostanie naprawiony”. Nowy towar z pudełka zostanie naprawiony. Uprzejmie czuję się zrobiony w konia. Kolega kupił broń. I po kilku strzałach broń przestała działać. Nowy towar do reklamacji, a przecież w tym przypadku nie chodzi o zlew i nie woda mogła się tu polać...
CAŁY TEKST JUŻ DZIŚ W DODATKU DO "GAZETY POLSKIEJ CODZIENNIE"
W weekendowym wydaniu "Codziennej" znajdziecie dodatek w postaci "Niecodziennej Gazety Polskiej". pic.twitter.com/rV4Iz7cuIr
— GP Codziennie (@GPCodziennie) January 17, 2020