Tajni współpracownicy SB w polskich mediach to nic nadzwyczajnego. Agentura istenieje do dziś
OGLĄDAJ KONIEC SYSTEMU DOROTY KANI W KAŻDY WTOREK O 21:30 NA ANTENIE TELEWIZJI REPUBLIKA
W dzisiejszym programie "Koniec Systemu", Dorota Kania poruszyła temat agentury w mediach i obecności tajnych współpracowników w polskich mediach – również w mediach publicznych.
IPN UJAWNIŁO SKALĘ AGENTURY
Powołanie Instytutu Pamięci Narodowej i odtajnienie dokumentów komunistycznej bezpieki pokazało skalę działań ówczesnej agentury. Jednym z głownych zainteresowań służb były właśnie media. Ze znajdujących się w IPN dokumentów wynika, że w najważniejszych polskich mediach, najwyższe stanowiska zajęły osoby wywodzące się z tajnych służb PRL-u. Osoby te zarejestrowane były jako "tajni współpracownicy".
Mowa m.in. o pierwszych udziałowcach grupy TVN. Jan Wejchert zarejestrowany był jako "TW KONARSKI", zaś Mariusz Walter jako "TW MEWA". Redaktor naczelny tygodniaka "Polityka" figuruje w aktach jako TW BOGUSŁAW. Osób zarejestrowanych jako "TW" nie zabrakło również w "Gazecie Wyborczej". Tajni współpracownicy nie działali jedynie w Warszawie, ale również w całej Polsce. W każdej redakcji prasowej figurowali ludzie zarejestrowani jako "TW".
DZIENNIKARSTWO WARSZAWSKIE A SZCZECIŃSKIE
– Dziennikarstwo regionalne (w Szczecienie – red.) trochę się różni od tego warszawskiego i ogólnopolskiego. Bardzo ograniczony jest rynek pracy i możliwości a zespoły od wielu lat nie ulegają zmianie i trzymają się swoich, wypróbowanych już tytułów. To trochę jak z prowincjonalnymi teatrami, gdzie – mimo, iż wiele się zmienia – aktorzy pozostają ci sami, ponieważ mają już swoją renomę – mówiła Danuta Jeżewska-Kaczanowska.
Dziennikarka i opozyzycjonistka w PRL-u dodała, że "przeszła przez prawie wszystkie formy dziennikarstwa, od okresu PRL-u, przez media spółdzielcze aż do prywatnych", ma spore doświadczenie w pracy medialnej.
– Warto powiedzieć, że okres Solidarności w dziennikarstwie też miał swój rozdział i to było tworzenie odnowionego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, czyli pewnego rodzaju rewolta, dzięki której każdy dziennikarz miał mieć możliwośc informowania o tym, co na prawdę dzieje się w kraju i za granicą – zaznaczyła Jeżewska-Kaczanowska.
ŁAMANIE MORALNEGO KRĘGOSŁUPA
– To był krótki okres i nie do końca autentyczny ale bardzo ograniczony. Na prowincji skutkowało to tym, że osoby, które się "ujawniły" zostały natychmiast usunięte z pracy i pozbawiono ich prawa do wykonywania zawodu dziennikarskiego. Mówię także o sobie. Resta natomiast musiała się złamać publicznie. W Szczecinie kilkadziesiąt osób podpisało list wierno-poddańczy do Jaruzelskiego, wieszając psy na Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich oraz Solidarnosci. To było łamanie kręgosłupa i Ci ludzie nie mieli później żadnej wiarygodności – kontynuowała była dziennikarka.