Ta firma istniała 110 lat - powstała przed I wojną światową, działała w II RP, przetrwała okupację, komunę, ale czy przetrwa rządy ekipy Tuska. Powód? Rachunek za gaz wzrósł skokowo ponad 5-krotnie!
To już nie są faktury grozy - to są po prostu wyroki gospodarczej śmierci, za którymi pójdzie - już idzie! - masowe zamykanie firm, bezrobocie i ubóstwo milionów Polek i Polaków. Temat horrendalnych podwyżek cen gazu, przez które bankrutują drobni przedsiębiorcy oraz rodzinne firmy podjął program "Interwencja" telewizji Polsat.
Jedną z firm, które otrzymały rachunek grozy jest działająca od 110 lat lokalna mleczarnia w Łużnej w Małopolsce, która zatrudnia ośmiu pracowników.
– Przyszła faktura za styczeń i opiewała na 32 tys. zł. W grudniu było 6 tysięcy. Jest to kolosalny wzrost, szok, histeria, panika – stwierdziła w programie wiceprezes mleczarni Barbara Niemaszczyk. – Jesteśmy małą firmą, zarobki mamy na granicy najniższej krajowej i dla nas wydatek 32 tysięcy zamiast 6 tysięcy jest nie do przejścia – dodała.
Pracownica mleczarni, Halina Szura, która związana jest z nią od 33 lat powiedziała wprost, że przez tak drastyczny wzrost cen gazu firma chyli się ku upadkowi.
Wysoki rachunek za gaz spowodował, że mleczarnia musiała ograniczyć swoją działalność do zaledwie dwóch dni w tygodniu. Pracownicy zaś musieli wziąć bezpłatne urlopy.
Firmą, która już upadła pod ciężarem cen gazu jest restauracja w Moszczenicy koło Gorlic. Funkcjonujący do niedawna na co dzień lokal obecnie organizuje jedynie imprezy na zamówienie. "Jego reklamacje, tak jak w przypadku innych przedsiębiorców, nie zostały uznane" – zauważa Polsat.
– Jest różnica kolosalna między zeszłym rokiem a tym. Nie jesteśmy w stanie tyle dopłacić. Rachunki wcześniej sięgały 3 tysięcy zł, a za styczeń przyszło 21 tysięcy, luty – prawie 15 tysięcy. Musiałem to zamknąć, 12 osób zostało zwolnionych przez te rachunki za gaz – poinformował restaurator Antoni Pyzik.
W Krakowie pod koniec maja zamknięto piekarnię i cukiernię "Pochopień". Rodzinny biznes funkcjonował 78 lat, miał sklepy w czterech punktach miasta. Wypieki uznawane były za kultowe. Właściciel, który biznes przejął po przodkach, przyznaje, że nie wytrzymał wysokich opłat.
- Bardzo żal, no ale siła wyższa, nic na to nie poradzimy. Prąd, gaz, to są podstawowe rzeczy. Rachunki są odczuwalne, bo w ostatnich latach z Krakowa zniknęło bardzo dużo małych piekarni, cukierni rodzinnych. Czasy są ciężkie dla takich drobnych, rzemieślniczych wytwórni – przyznał Jacek Pochopień.
- Od około 45 lat tu przychodzę, serce się łamie, że tej piekarni ani sklepu nie będzie. Jesteśmy totalnie zaskoczeni i zniesmaczeni. Szkoda, że to przemija, bo to pojedyncze przypadki, gdzie jest ten wyrób rzemieślniczy. Ja tutaj chodzę 60 lat i cały czas ta piekarnia była – mówili Polsatowi klienci.
Po krakowskiej piekarni zostały już tylko puste półki. W podobnej sytuacji jest pan Antoni. Przez horrendalne opłaty za gaz musiał zamknąć restaurację w Moszczenicy koło Gorlic.
Dziennikarze "Interwencji" zwrócili się o komentarz do Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Jak podkreślono, początkowo biuro prasowe zadeklarowało chęć udzielenia informacji przed kamerą. Ostatecznie przesłano jedynie oświadczenie, w którym napisano, że "obie strony zawsze mają pełną wiedzę na temat warunków wzajemnej współpracy w tym warunków cenowych kontraktu". Jak dodało biuro prasowe PGNiG, podpisanie umowy oznacza zatem obopólną akceptację zobowiązań.
"Spółka nie ma jednak możliwości dobrowolnego obniżenia ceny w zawartym już kontrakcie wybranym klientom" – przekazano.