Punktualnie o godz. 20 w niedzielę na centralnych warszawskich ulicach setki młodych ludzi zapaliły latarki tworząc żywy łańcuch solidarności i wsparcia dla narodu białoruskiego. "Jesteśmy razem ze swoimi braćmi; wierzę, że coś się zmieni" - powiedziała PAP Rita, uczestniczka wydarzenia.
Jedna z organizatorek wydarzenia, 26-letnia Rita powiedziała Polskiej Agencji Prasowej, że żywy łańcuch, który utworzyli manifestujący jest wyrazem wsparcia i solidarności z mieszkańcami Białorusi. "W ten sposób pokazujemy, że jesteśmy z nimi będąc 500 km od nich. To manifestacja naszej miłości oraz poparcia dla naszych braci i kolegów. Krzyki nic nie dają, a jak widać, cisza jest mocniejsza" - mówiła.
Rita powiedziała też, że wierzy iż na Białorusi "coś się zmieni". "Wierzę w to; wierzę, że w końcu będzie dobrze. Co nam pozostaje oprócz tej wiary?" - dodała Białorusinka.
Inna uczestniczka wydarzenia, Kasia powiedziała PAP, że w sposób pokojowy protestuje przeciwko przemocy na Białorusi. "To co tam się dzieje jest karygodne. Jest XXI wiek, mówimy o pokoju na świecie, jest Unia Europejska i ONZ, a mimo wszystko na Białorusi dzieją się takie rzeczy. Uważam, że nie powinno tak być. Dlatego tutaj jestem" - wskazała.
Od początku tygodnia na Białorusi trwają masowe protesty przeciwko prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence, związane z wynikami wyborów prezydenckich z 9 sierpnia. Według oficjalnych rezultatów wybory wygrał Łukaszenka, zdobywając 80,1 proc. głosów. Jego przeciwnicy uznali wybory za sfałszowane.
Od niedzieli do czwartku milicja i inne służby zatrzymały blisko 7 tys. ludzi, wielu bardzo brutalnie. W więźniarkach, na komendach, w aresztach nad zatrzymanymi znęcano się psychicznie i fizycznie. Od czwartku, wraz ze złagodzeniem reakcji władz na protesty i przyzwoleniem na aktywność uliczną, rozpoczęły się masowe zwolnienia z aresztów.