Prokurator generalny Andrzej Seremet chce się zapoznać z aktami postępowania szczecińskiej prokuratury, gdzie odmówiono wszczęcia śledztwa ws. kobiety, która wskutek błędu przy zapłodnieniu in vitro urodziła nie swoje dziecko.
Chodzi o precedensową sytuację, gdy w ub.r. wskutek błędu przy zabiegu zapłodnienia in vitro w klinice ginekologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego pacjentka urodziła nie swoje dziecko. Nasienie męża, zamiast z komórką jajową żony, miało zostać połączone z komórką innej kobiety. Dziecko urodziło się z wadami genetycznymi; przebywa teraz w szpitalu.
Według szczecińskich mediów rodzice zawiadomili Prokuraturę Okręgową w Szczecinie o przestępstwie z art. 160 Kodeksu karnego - o narażeniu człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Odmówiła ona jednak wszczęcia śledztwa. Rzeczniczka prokuratury Małgorzata Wojciechowicz powiedziała PAP, że prokurator nie dopatrzył się "znamion przestępstwa"; nie podała szczegółów. Na decyzję prokuratury złożono zażalenie do sądu. - Prokurator generalny chce zapoznać się z aktami sprawy, bo jest ona niecodzienna, trudna i skomplikowana od strony prawnej, oraz poznać argumentację prokuratorów, którzy odmówili śledztwa - powiedział rzecznik PG Mateusz Martyniuk. Dodał, że prokurator generalny uważa, że sprawę można byłoby prowadzić pod kątem właśnie art. 160 Kk. Martyniuk dodał, że to sąd rozstrzygnie zażalenie.
Art. 160 Kk głosi: "Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Jeżeli na sprawcy ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo, podlega on karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
We wtorek minister zdrowia Bartosz Arłukowicz powiedział, że zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia błędu medycznego. Klinice wypowiedziano umowę w zakresie rządowego programu in vitro. Na placówkę została też nałożona maksymalna przewidziana w takich sytuacjach kara finansowa - 10 proc. wartości kontraktu, w tym przypadku to 76 tys. zł. Wcześniej w placówce przeprowadzono kontrolę. Jak poinformował konsultant krajowy ds. położnictwa i ginekologii prof. Stanisław Radowicki, w jej toku stwierdzono, iż "w przypadku tym należy uznać, że był to błąd techniczny, mający znamiona błędu medycznego". Sprawę rozpatruje też rzecznik odpowiedzialności zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie. Jeszcze w lutym mają zostać przesłuchani świadkowie.
1 lipca 2013 r. rząd uruchomił trzyletni program refundacji in vitro, w którym określono także zasady stosowania tej metody. Skorzystało z niego ok. 10,5 tys. par. Prof. Radowicki podał, że urodziło się dzięki temu ok. 1200 dzieci.
Czytaj więcej
Terlikowski: Oto czym jest procedura in vitro. I tylko dziecka żal!