W sądach apelacyjnych w Białymstoku i Katowicach sprawy zadłużonych we frankach rozstrzygali sędziowie, którzy sami mają kredyty w tej walucie - informuje „Rzeczpospolita”. „Jeśli »frankowiczem« jest sędzia, to z pewnością nie ma wewnętrznej niezawisłości pozwalającej mu bezstronnie rozpoznać sprawę” – ocenia jeden z adwokatów.
Procesy o kredyty frankowe prowadzili sędziowie, którzy sami posiadali takie zobowiązania. Ujawnienie tego faktu stało się możliwe po opublikowaniu oświadczeń majątkowych sędziów. „Rzeczpospolita” podaje przykład orzeczenia wydanego w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach. Powód, firma windykacyjna, żądał zapłaty od kredytobiorcy. „Sąd stwierdził nieważność umowy, co skutkuje koniecznością zwrotu przez obie strony tego, co otrzymały. A skoro pozwani zapłacili bankowi więcej, niż uzyskali z kredytu, to bankowi, a następnie firmie windykacyjnej nic się nie należy” – wyjaśnia „Rzeczpospolita”.
Zdaniem adwokata prof. Macieja Gutowskiego „sam fakt posiadania kredytu we frankach nie powoduje wyłączenia sędziego od spraw dotyczących takich umów kredytowych. Idąc tym tropem, doszlibyśmy do absurdu. Sędzia posiadający samochód w kredycie nie mógłby orzekać w sprawach kredytów na dom zabezpieczonych hipoteką”. Mec. Gutowski uważa natomiast, że sędzia powinien się wyłączyć ze sprawy, jeśli sam znalazł się w sporze z bankiem z powodu własnej umowy kredytu frankowego.
Podobnie na sprawę patrzy prezes stowarzyszenia frankowiczów Stop Bankowemu Bezprawiu, który uważa, że wyłączenie powinno dotyczyć sędziów zadłużonych w banku będącym stroną sprawy. Gdy zaś umowa jest jedynie podobna, „należałoby dodatkowo sprawdzać, jak daleko sięga to prawdopodobieństwo”.