Reżyser: Katyń był też w zachodniej Polsce. Zginęło 40 tys. przedstawicieli elit
Niemcy odkryli Katyń. I zrozumieli, że po latach można zidentyfikować ofiary i ich losy. Po tych guzikach, medalikach, listach. Dlatego nie powtórzyli tego błędu – mówi reżyser Anna Piasek-Bosacka. W 1944 r., gdy Niemcy zdali sobie sprawę, że przegrywają wojnę, zaczęli… wykopywanie tysięcy trupów zabitych kilka lat wcześniej przedstawicieli polskich elit i palenie ich, by uniknąć odpowiedzialności. - I rzeczywiście żadnej odpowiedzialności nie ponieśli - mówi Anna Piasek-Bosacka. Odważna reżyser będzie dziś gościem Piotra Lisiewicza w „Wywiadzie z chuliganem” w Telewizji Republika.
Jak to możliwe, że „zachodni Katyń”, czyli zagłada polskich elit z zachodniej Polski nie istnieje w świadomości Polaków?To da się wbrew pozorom logicznie wytłumaczyć. Gdy w 1939 r. Niemcy wkraczali do Polski, mieli gotową listę 60 tys. Polaków, którzy z pewnością będą tworzyć opozycję wobec nich na terenach, które zamierzali bezpośrednio wcielić do Rzeszy. Chodziło o Wielkopolskę, Pomorze, Śląsk, Łódzkie, Suwalszczyznę oraz część Mazowsza, Krakowskiego i Kieleckiego.
- To była dla mnie historia rodzinna, bo mój dziadek Cyryl Piasek był przedwojennym sędzią i znalazł się na niemieckich listach proskrypcyjnych. Cudem uniknął śmierci – mówi Anna Piasek-Bosacka, który zachodni Katyń pokazała w dokumencie „Operacja Tannenberg”. Kto znalazł się na tych listach? - To byli przedstawiciele elit, ale także społecznicy, ludzie zaangażowani w swoje społeczności lokalne. Wytypowali 60 tys. takich osób. 40 tys. z nich udało się im wymordować. To dwa razy tyle, co w Katyniu. Mordowano ich w bestialski sposób, np. w publicznych egzekucjach na ryneczkach małych miasteczek, gdzie spędzano całą ludność – opowiada reżyser.
Kim jest młoda kobieta ze zdjęcia przy niniejszym tekście? To rozstrzelana w szkolnym ogródku nauczycielka polskiego z Charbowa koło Gniezna. Była wielką animatorką harcerstwa, wolny czas poświęcała patriotycznemu wychowaniu dzieci. To wystarczyło, by być skazaną na śmierć. – Była osobą, która chciała czegoś więcej niż przeciętność. Takich ludzi wyłapywano, bo Niemcy uznawali, że będą oni tworzyć opozycję. Była w piątym miesiącu ciąży. Niemcy kazali ją pochować jej siostrze, bo myśleli, że to służąca – opowiada Anna Piasek-Bosacka.
Dotarła do jej rodziny, siostrzenica nauczycielki Alfreda Staszewska to jedna z bohaterek dokumentu, obok syna przedwojennego rektora Uniwersytetu Poznańskiego Stanisława Kiedacza, wnuczki wiceprezydenta Poznania Mikołaja Kiedacza czy synowej Leona Prauzińskiego, malarza Powstania Wielkopolskiego.
Dlaczego w III RP nie mówiono o ich losach? - Po 1989 r. potoczne przekonanie Polaków było takie, że o ile o niemieckich zbrodniach można było za komuny mówić, to o sowieckich nie. Tyle, że to była nieprawda. Także o niemieckich zbrodniach bardzo często prawie nic nie wiemy –podkreśla autor „Wywiadu z chuliganem” Piotr Lisiewicz. Dlaczego komuniści nie chcieli tej prawdy? - To było logiczne. Komuna miała interes w tym, żeby Polacy nie lubili Niemiec Zachodnich, ale nie miała żadnego interesu, żeby wyjaśnić śmierć przedwojennych elit, które sama tępiła – stwierdza Lisiewicz.
Nieznane pozostają w Polsce nawet zdjęcia dokumentujące te zbrodnie. - Musiałam zdjęcia kupić od… Niemców, za olbrzymie pieniądze – mówi Anna Piasek-Bosacka.
Jakie były przedwojenne elity Poznania, Gdańska czy Łodzi? Czym różniły się od obecnych? Jak ich zagłada wpłynęła na dzisiejsze społeczności tych miast? – o tym dziś o 22.30 w „Wywiadzie z chuliganem” w Telewizji Republika.
(mn)