Przejdź do treści
Pytamy nieobecnych. TYLKO U NAS rozmowy z byłymi parlamentarzystami! | Zbigniew Girzyński
telewizjarepublika.pl

Zbigniew Girzyński – historyk, poseł na Sejm V, VI i VII kadencji. Z Prawa i Sprawiedliwości odszedł w grudniu 2014 roku. Tylko nam opowiedział o tym, czym się teraz zajmuje oraz jak ocenia obecny rząd i prezydenta. Telewizjarepublika.pl zaprasza na nowy cykl wywiadów z politykami, których nie ma już w parlamencie. Rozmawia Lidia Lemaniak.

Lidia Lemaniak, telewizjarepublika.pl: Czym się Pan teraz zajmuje?

Zbigniew Girzyński: Moją pasją była zawsze historia. Wprawdzie pracując w Parlamencie nie porzuciłem tej pasji, ale z przyczyn obiektywnych poświęcałem jej mniej czasu. Jest okazja, aby to nadrobić. Jestem pracownikiem Zakładu Historii XX wieku na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wraz z kolegami z naszego Zakładu podejmujemy liczne inicjatywy naukowe. W tym roku ukazały się dwie książki, które współredagowałem (kolejne są w przygotowaniu). W tym miesiącu zorganizowaliśmy konferencję naukową upamiętniało stulecie Aktu 5. listopada 1916 r. Była to największa konferencja historyczna w tym roku w Polsce. W grudniu w Senacie RP współorganizujemy wraz z naszym odpowiednikiem na Uniwersytecie Warszawskim konferencję poświęconą Radzie Narodowej RP na Uchodźstwie (mija bowiem 25 lat od zakończenia jej działalności).

Poza aktywnością naukową prowadzę także działalności gospodarczą, starając się łączyć moją wiedzę historyczną z doświadczeniem gospodarczym, zdobywanym zarówno w praktyce (prowadząc swego czasu sprawy rodzinnej firmy), jak i w teorii (przez wiele lat zasiadałem w sejmowej Komisji Gospodarki).

Czyli wrócił Pan na uczelnię? Jest Pan znów wykładowcą?

W tym roku prowadzę tak aktywną działalność naukową, że nie wróciłem do dydaktyki. Mam nadzieję, że stanie się tak w przyszłym roku. Nadchodzący rok to zresztą także bardzo ambitne plany naukowe, które podejmują z profesorami Jarosławem Kłaczkowem, Mirosławem Golonem i Krzysztofem Kanią z naszego Zakładu Historii XX wieku UMK. Czekają nas najprawdopodobniej trzy kolejne konferencje. Pierwsza to: „Londyńska reduta. Prezydenci RP na Uchodźstwie 1939 – 1990. Konferencja naukowa dedykowana pierwszemu prezydentowi RP na Uchodźstwie Władysławowi Raczkiewiczowi w 70. rocznicę śmierci. Jest ona elementem Roku Władysława Raczkiewicza, który ogłosił Senat RP. Druga konferencja to: „Nie wierząc nam, że chcieć to móc” – Legiony i ich wpływ na sprawę polską w latach 1914 -1918. Będzie ona rozwinięciem tegorocznej konferencji o Akcie 5 listopada i jest naszym wkładem w upamiętnienie nadchodzącego 100. lecia Niepodległości. Wreszcie trzecia konferencja: „Rzecznik rozsądku, rozwagi i miary” – Senat II Rzeczpospolitej (1922 – 1939) to nasz wkład w historiografię polskiego parlamentaryzmu. Planów jest zresztą więcej. Oby sił i czasu starczyło. Z tym ostatnim bywa najgorzej.

Nie brakuje Panu polityki?

Spędziłem w Sejmie 10 lat. To naprawdę wystarczająco długo, aby uświadomić sobie, że działalność publiczna ma także inne wymiary niż parlamentarny. Nie oznacza to bynajmniej, że ten wymiar lekceważę. Wręcz przeciwnie – jestem wdzięczny mieszkańcom mojego regiony, że 3 razy wybierali mnie (nie z pierwszego miejsca) do Sejmu RP. Zawsze będę to traktował jako wielkie wyróżnienie, które mnie spotkało. Można się jednak aktywnie realizować w różnych miejscach.

A obecności w mediach?

Wbrew obiegowym opiniom nie miałem jakiegoś niepohamowanego „parcia na szkło”. Zresztą ciągle jestem do nich zapraszany i raczej muszę odmawiać. Staram się przyjmować zaproszenia tylko wówczas, jeżeli dotyczą one tematów historycznych, patriotycznych, ważnych rocznic państwowych lub wydarzeń międzynarodowych. Ponieważ nie jestem już czynnym politykiem, unikam rozmów z obecnie czynnymi parlamentarzystami i tematów bieżącej polityki.

Czy nie żałuje Pan, że odszedł z Prawa i Sprawiedliwości?

Polityk powinien – kiedy jest taka potrzeba – podejmować szybko nawet najtrudniejsze decyzje. Tak należało się wówczas zachować. Trwała polityczna burza i nikt nie liczył się z prawdą. Marszałkiem Sejmu, który nadzorował Kancelarię Sejmu, był Radosława Sikorskiego. Pan Sikorski nie znosił mnie osobiście, za bezkompromisową krytykę jego polityki zagranicznej. Kancelaria Sejmu robiła więc wszystko, co tylko możliwe, aby mi szkodzić. Gdy składałem pisma w tej sprawie czekałem na odpowiedź tygodniami. Za to w ciągu godziny lądowały one na biurkach dziennikarzy TVN24. Wszystko podkręcała gazeta pana Tomasza Lisa, którego kiedyś skompromitowałem w jego programie, ponieważ nie potrafił się do niego profesjonalnie przygotować. W takiej sytuacji należało zachować się honorowo tym bardziej, że moją sprawę można było wykorzystać przeciwko ugrupowaniu politycznemu, które zakładałem i którego nigdy nawet przez chwilę nie zdradziłem. Cieszę się, że choć po czasie, ale okazało się, że miałem w tej sprawie całkowitą rację. A wtedy zachowałem się, po prostu, tak, jak było trzeba.

Cieszył się Pan, kiedy wygrał Andrzej Duda, a potem Pana była partia?

Oczywiście, że tak. Przecież poświęciłem temu wiele lat swojego życia. Pomijając zresztą moje sympatie, wynikające z określonego światopoglądu, Polsce potrzebna była wówczas zmiana, bo każda władza się zużywa, a poprzednia zużyła się aż nadto.

Co uważa Pan – w rok po wyborach – za największy sukces tego rządu?

Po roku 1989, kiedy odzyskaliśmy suwerenność, wszystkie rządy, szczerze w co chcę wierzyć, chciały budować sprawne i nowoczesne państwo. To się im udawało raz lepiej, raz gorzej. Wszystkie jednak popełniały zasadniczy błąd. Nie uwzględniały tego, że to państwo jest dla ludzi, a nie odwrotnie. Dopiero program „500 plus” przywrócił wielu ludziom wiarę w to, że państwo jest im potrzebne. Realizacja tego elementu programu wyborczego PiS, upodmiotowiła setki tysięcy Polaków, którzy do tej pory pozostawali na obrzeżach państwa. To nawet nie chodzi o to, że ten program („500 plus”) jest tak dobry (jestem gospodarczym liberałem więc mam mieszane uczucia), ale o to, że on tym wszystkim ludziom przywrócił często poczucie godności.

Jest coś, co podoba się Panu najmniej u obecnie sprawujących władzę?

Brak pomysłu na gospodarkę. Za ten obszar przy tworzeniu programu PiS odpowiadała Beata Szydło, Paweł Szałamacha, Dawid Jackiewicz i prof. Witold Modzelewski. Z tego zespołu, uważam, że bardzo sprawnego, dziś PiS korzysta już tylko z premier Szydło i to najmniej właśnie w obszarach kreowania nowych procesów gospodarczych. W to miejsce zaimportowano z zewnątrz wicepremiera Morawieckiego. To wizerunkowo bardzo sprawny polityk. To mnie zresztą nie zaskakuje, bo my historycy (Mateusz Morawiecki podobnie jak ja jest historykiem z wykształcenia) mamy ogromny potencjał w zakresie publik reletions (PR). Jeszcze bardziej sprawny gracz w eliminowaniu konkurentów do sprawowania „rządu dusz” nad sprawami gospodarczymi w rządzie. Ale czy te predyspozycje wystarczą, aby tak rozruszać gospodarkę jak zrobiono to w latach 2005-2007? Tu mam pewne wątpliwości. Jarosław Kaczyński podejmując taką decyzję bardzo zaryzykował. Zaryzykował tym bardziej, że kolejnej szansy może już nie mieć.

Jak – w skali szkolnej, od 1 do 6 – ocenia Pan rok rządów PiS? Jak ocenia Pan ministrów?

To tak jakby wykładowca przyszedł do sali w której siedzi 20 osób i powiedział „macie wszyscy średnio 4 albo 3”. To byłoby krzywdzące dla tych, którzy powinni mieć 6 i dla tych, którzy nie powinni zdać do następnej klasy. Z całą pewnością są ministrowie na 6, np. minister Elżbieta Rafalska, jest wielu ministrów na 5, ale są tacy, którzy muszą solidnie wziąć się do pracy w drugim semestrze.

Czy jest coś, co doradziłby Pan rządowi PiS?

Polityka jest jak jazda figurowa na lodzie. O ostatecznej pozycji decyzją noty za styl i za wartość techniczną. Styl sprawowania władzy wymaga natychmiastowej korekty, aby nie powtórzył się scenariusz roku 2007. Wartość techniczna w polityce to gospodarka. W tym zakresie na chwilę obecną mamy jedynie deklaracje o tym jakich to trudnych kombinacji potrójnych, a nawet poczwórnych skoków dokona rząd. 1/4 czasu przejazdu jest już za nami. Czas więc zacząć skakać, bo samymi, nawet najbardziej finezyjnymi kroczkami, robionymi na tafli lodowiska, zawodów się w tej konkurencji nie wygra.

A co myśli Pan o Andrzeju Dudzie? Podoba się Panu ta prezydentura?

To jest o niebo lepsza prezydentura, niż Bronisława Komorowskiego. Jest to wręcz skok cywilizacyjny. Jest jednak kilka obszarów, w których Prezydent mógłby być bardziej aktywny. Oczekiwałem na przykład duża większego zaangażowania w politykę historyczną. Tymczasem poza obszarem Żołnierzy Wyklętych, który rzeczywiście został postawiony na piedestale, pozostało jeszcze wiele do zrobienia. Cieszę się, że Prezydent wspomniał w końcu o roku 2018 i Stuleciu Niepodległości, ale do tego trzeba konkretnych działań. To nie powinny być obchody podobne do tych na 1050. lecie Chrztu Polski. Ta niezwykła rocznica ograniczona została to jednego wydarzenia - czyli obrad Zgromadzenia Narodowego w Gnieźnie i Poznaniu i na tym jednym wydarzeniu poprzestano. Tutaj chciałoby się jeszcze większej aktywności Pana Prezydenta. Brakuje w jego otoczeniu kreatora takich właśnie działań.

Gdyby mógł Pan coś doradzić prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co by to było?

Po pierwsze zostawić bieżącą politykę rządowi i nie wikłać się w niepotrzebne spory polityczne. Rząd ma większość w parlamencie, tam – co zrozumiałe – toczy się spór polityczny z opozycją, Prezydent nie powinien, poza sytuacjami wyjątkowymi, w ten spór się angażować.

Po drugie wybrać sobie dwa obszary aktywności, która będzie zauważalną wartością dodaną ze strony Prezydenta w przestrzeni publicznej. Powinny nimi być: aktywny udział w kreowaniu polityki zagranicznej i polityki historycznej państwa. Szczegóły w obu tych obszarach wymagałyby z mojej strony bardzo długiego wyjaśnienia, na które nie ma tu miejsca. Efekt jednak tych działań byłby taki, że w 2020 roku Andrzej Duda wygrałby wybory w pierwszej turze.

Po trzecie wreszcie zacząć różnicować styl swoich wystąpień publicznych. Obecny, który był doskonały zwłaszcza w zestawieniu w kampanii wyborczej z Bronisławem Komorowskim, powinien zostać skorygowany. Teraz to jeszcze nie jest tak ważne, ale za chwile będzie moim zdaniem wręcz palące. Nastroje społeczne, parafrazując Charlesa de Gaulle, „są jak dziewice i róże. Trwają tylko tyle ile trwają”. Nastrój z 2015 już się nie powtórzy. Dlatego Prezydent musi dziś przewidywać, albo jeszcze lepiej kreować (ma tu ogromne możliwości) nastrój na rok 2020.

Pana ocena dla prezydenta?

Prezydenta ocenią Polacy w 2020 roku. Ma wiele uroku osobistego i duży potencjał. Tylko od niego zależy, czy odniesie sukces czy niczym Nicolas Sarkozy, zakocha się sam w sobie z wzajemnością (utrzymywany w dobrym samopoczuciu przez otoczenie) i nawet nie zauważy, że jest w tym uczuciu osamotniony. A posługując się przykładami z naszej sceny politycznej może powtórzyć sukces Aleksandra Kwaśniewskiego z roku 2000 lub zaliczyć niespodziewaną porażkę niczym Bronisław Komorowski w 2015 r.

Czy chciałby Pan wrócić do czynnej polityki?

Nieporównywalnie więksi politycy niż ja, przy których nawet niezręcznie jest mi o sobie wspominać, tacy jak Józef Piłsudski czy Charles de Gaulle też mieli swój Sulejówek czy Colombey-les-Deux-Églises. Jak pokazuje historia, ich dalszego życia dobrze im te przerwy zrobiły. Nie wiem czy do niej wrócę, ale gdy widzę jak dziś wygląda to cieszę się, że mnie w niej teraz nie ma.

Zamierza Pan jeszcze kiedyś wystartować w wyborach?

Sean Connery, który zagrał w kilku pierwszych filmach o Jamesie Bondzie, zrezygnował po pewnym czasie z powodu wieku z odtwarzania postaci agenta 007. Po kilku jednak latach dał się namówić Amerykanom, którzy z jego udziałem nakręcili jedyną udaną podróbkę filmu o Bondzie (oryginał kręcą Brytyjczycy) pod wdzięcznym tytułem „Nidy nie mów nigdy”. Sean Connery to świetny aktor, a nawet on zmienił zdanie. Trudno się więc jednoznacznie deklarować tym bardziej, że jak mawiał inny filmowy bohater grany przez Toma Hanksa „życie jest jak pudełko czekoladek; nigdy nie wiesz, na co trafisz”.

telewizjarepublika.pl

Wiadomości

Gdzie jest generał? Sławomir Cenckiewicz podał lokalizację

Polska pominięta w podziale unijnych funduszy na obronność

Holland rozczarowana polityką rządu Tuska. Nie może milczeć

Z kraju wydalono przewodniczącego katolickiego episkopatu

Nakazał masową produkcję dronów kamikadze. Uderzą na Ukrainę?

Sutyrk zwolniony za poręczeniem. Prokuratura stawia zarzuty

Trump spotkał się z zagranicznym przywódcą. Nieprzypadkowy wybór

Chaos w nowozelandzkim parlamencie. Podarła ustawę i zatańczyła

Reżim kubański więzi nieletnich. Uznał ich za opozycjonistów

Pierwsza duża gospodarka, która odeszła od węgla

Nowy minister od zdrowia w USA. Antyszczepionkowiec

Gwiazda NBA do Demokratów: "Przegraliście. Siedźcie cicho!"

Aktorka martwi się o Amerykanów, którzy „nie mają możliwości ucieczki"

Kurski: jednego dnia Sutryk popiera Trzaskowskiego, drugiego przychodzi po niego CBA. To sprawka Tuska.

Gembicka: Tusk pręży muskuły i mówi, że nie wpuści migrantów, a za plecami Polaków zgadza się na wszystko

Najnowsze

Gdzie jest generał? Sławomir Cenckiewicz podał lokalizację

Nakazał masową produkcję dronów kamikadze. Uderzą na Ukrainę?

Sutyrk zwolniony za poręczeniem. Prokuratura stawia zarzuty

Trump spotkał się z zagranicznym przywódcą. Nieprzypadkowy wybór

Chaos w nowozelandzkim parlamencie. Podarła ustawę i zatańczyła

Polska pominięta w podziale unijnych funduszy na obronność

Holland rozczarowana polityką rządu Tuska. Nie może milczeć

Z kraju wydalono przewodniczącego katolickiego episkopatu