Prywatna firma zatrudniała więźniów do budowy autostrady. Wszczęto śledztwo
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy Służby Więziennej w związku z zatrudnianiem więźniów przy budowie autostrady przez prywatny podmiot – wykonawcę inwestycji .
Śledztwo dotyczy przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków w październiku 2013 r. w Warszawie, Łodzi, Łowiczu i Garbalinie przez funkcjonariuszy Służby Więziennej, w tym z Okręgowego Inspektoratu SW w Łodzi oraz Centralnego Zarządu SW, w związku z nieodpłatnym zatrudnieniem osadzonych w zakładach karnych w Łowiczu i Garbalinie przy budowie autostrady A-2 - obwodnicy Żyrardowa - poinformował we wtorek rzecznik prokuratury Przemysław Nowak.
Śledztwo ma ustalić, czy doszło w ten sposób do działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez prywatny podmiot – wykonawcę tego odcinka autostrady, na szkodę interesu prywatnego oraz publicznego.
Nowak dodał, że w sprawie przesłuchiwani będą świadkowie oraz uzyskana będzie dokumentacja dotycząca zatrudniania ww. więźniów.
Podstawą śledztwa jest art. 231 par. 1 i 2 Kodeksu karnego. Przewiduje on do 3 lat więzienia dla funkcjonariusza publicznego, który - przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków - działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Jeżeli sprawca dopuszcza się tego czynu w celu "osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej", podlega karze do 10 lat więzienia.
W styczniu do dymisji podał się szef SW gen. Jacek Włodarski. Decyzję motywował względami osobistymi. Jednak jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP ze źródeł zbliżonych do resortu sprawiedliwości, rezygnacja miała związek ze sprawą zatrudniania więźniów do pracy przy budowie autostrady A2, opisaną w tygodniku "Newsweek". Mieli oni pracować za darmo, na rzecz wykonawcy jednego z odcinków drogi. Dziesiątki więźniów miał "załatwić firmie" - jak podał tygodnik - właśnie szef Służby Więziennej.
Prokuratura z urzędu wszczęła wtedy postępowanie.
Według "Newsweeka" sprawa "została zamieciona pod dywan", a funkcjonariusz, który próbował ją wyjaśniać, został zwolniony. "Newsweek" informował także, że Włodarski w rozmowie z tygodnikiem nie miał sobie "poza głupotą" nic do zarzucenia; miał też przyznać, że prywatną firmę goniły terminy, a szef jej rady nadzorczej to jego znajomy. Tygodnik podał, że Włodarski spotkał się z szefem rady nadzorczej firmy jesienią 2013 r., a potem zadzwonił do szefa Służby Więziennej z Łodzi. Po tej rozmowie więźniowie mieli być wożeni do pracy przy autostradzie.
– To jest chyba trochę bardziej skomplikowana sytuacja. (...) Dziennikarz stosował metody prowokacji przygotowując ten materiał i budując daleko posunięte tezy – mówił w styczniu minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk. "Przepisy przewidują, że więźniowie mogą pracować, także nieodpłatnie. Oczywiście muszą być wypełnione warunki przewidziane prawem. W tym przypadku SW prowadziła postępowanie wyjaśniające" - powiedział minister. Dodał, że uchybienia, które wykazano w postępowaniu, "pojawiły się na poziomie jednostek penitencjarnych, w których byli osadzeni więźniowie".
W styczniu rzecznik SW ppłk Jarosław Góra wyrażał "zdecydowany sprzeciw" wobec "braku obiektywizmu dziennikarskiego". Zaznaczył, że informacje o próbach tuszowania sprawy są nieprawdziwe. Według niego szef SW działał zgodnie z przyjętymi rozwiązaniami i po tym, jak zwróciła się do niego osoba zainteresowana pracą skazanych, skierował sprawę - zgodnie z właściwością - do dyrektora okręgowego SW w Łodzi. Zaznaczył, że szef SW po otrzymaniu informacji o możliwych nieprawidłowościach wydał polecenie przeprowadzenia w tej sprawie kontroli.
Rzecznik prasowy Centralnego Biura Antykorupcyjnego informował, że funkcjonariusze Biura prowadzą w związku z tą sprawą czynności analityczne i weryfikują zbierane informacje.