Gościem red. Ewy Stankiewicz w programie "Otwartym tekstem" był prof. Wiesław Binienda, Dziekan Wydziału Inżynierii Cywilnej, II Zastępca Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego. Z Cleveland, OH omówił dotychczasowe ustalenia podkomisji. Przeczytaj koniecznie!
Precyzyjność raportu technicznego
– Komisja pracuje już od dwóch lat. Badania są wielowątkowe stąd też niezwykle precyzyjne. Mając postawione pytanie, odpowiadaliśmy na nie używając różnych metodologii. Każda odpowiedź jest precyzyjna i możemy się na niej opierać. Wszystko co zostało przedstawione w raporcie, to czyste fakty - nie ma tam dywagacji – rozpoczął profesor.
Eksplozja
– Można mieć pewność, że eksplozja nie została spowodowana paliwem, ani jego oparami. Użyto do tego profesjonalnych ładunków wybuchowych. Jakich? Nad tym trzeba popracować. Kraje zagraniczne, również Polska, nie dzielą się wiedzą nt. posiadanych ładunków. Odnaleźliśmy jeden z ładunków, który może wykonać podobną pracę. Czy to jedyna możliwość? Tego nie możemy zagwarantować. Na pewno nie było to naturalne zjawisko – mówił.
– Materiał rozrywa się też z konkretną prędkością. Jeśli wzrost ciśnienia jest szybszy od rozrywania materiału to wtedy fragmenty mogą powstać jeden przy drugim. W przypadku paliwa, kiedy pojawi się pęknięcie, ciśnienie ulatuje. Ładunek profesjonalny, wojskowy, ma taką prędkość, że materiał nie zdąży się rozerwać tylko w jednym miejscu – tłumaczył.
– Mamy wiele dowodów. Tam gdzie widzimy tzw. loki materiału, zawinięcia blachy, to dowód książkowy. To są konkretne fakty. Można byłoby dodać wiele innych. Fakt rozerwanych ciał, drzwi, elementy samolotu, które zawisły na drzewach przed sławną brzozą. Symulacje pokazują, że jeśli samolot uderzyłby w drzewo, ono zostałoby ścięte. Tutaj mamy do czynienia ze złamaniem – kontynuował.
Rozproszenie szczątków
– Jeśli ktoś ma wątpliwości, może spróbować udowodnić, że rozproszenie na taką skalę może spowodować coś innego, aniżeli wybuch. Zapraszam wszystkich sceptyków, aby sami zajęli się udowodnieniem takiego zjawiska – zachęcał.
Dziwna atmosfera wokół podkomisji
– Trudno się dyskutuje z eksperymentem. Doszliśmy do tego co wydarzyło się w Smoleńsku. Okazuje się, że jak mamy zbyt dużo faktów, niezbyt to wszystkim odpowiada – odpowiedział na przewrotne nastawienie.
– Następują ataki cybernetyczne z zewnątrz. Znaleźliśmy metody by się komunikować, dziś nie można nikogo zakneblować – zdradził.
Unieważnienie
– Raport techniczny będzie częścią raportu technicznego. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, możliwe, że musi być napisane "raport końcowy". Tak czy inaczej, obecny dokument jak najbardziej obowiązuje – mówił.
– Nie mamy jurysdykcji nad Rosją, oni sami muszą zmienić swoje ustalenia. Raport Millera był kopią MAC-u. Logicznym jest zatem, że jeśli unieważniliśmy dochodzenie Millera, stało się tak również z rosyjskimi ustaleniami – odniósł się do wcześniejszych ustaleń.
Przebieg katastrofy
– Główny punkt to zniżanie się samolotu. W pewnym momencie następuje decyzja: "odchodzimy". Zaraz po tym ma miejsce eksplozja w lewym skrzydle. To powoduje, że piloci starają się zapanować nad lotem co się udaje. Wchodzą w ślizg i dalej prowadzą lot. Najprawdopodobniej uszkodzone są klapy po lewej stronie, ale nadal muszą się trzymać, skoro lot wciąż się odbywa. Po odpadnięciu klap, piloci tracą kontrolę nad maszyną. Jeszcze w powietrzu lewy silnik przestał działać – tłumaczył.
Rekonstrukcja lewego skrzydła
– Polecam, by opierać się na dowodach odkształceniowych. Są nie do obalenia. Pokazują, że ładunki nie tylko umieszczono w skrzydle. Były również w slotach. Tam oczywiście nie ma paliwa więc czołowy argument sceptyków jest nie do przyjęcia – oponował.
– Ustaliliśmy fakty uniwersalne, przyjmowane na całym świecie. Wyłącznie w Polsce nie ma warunków by społeczeństwo dowiedziało się prawdy. Powiedziano mi, że moje nazwisko w kraju jest już ośmieszone. Nie wiem skąd się to bierze – podsumował.