Podżegał do zabójstwa ministra Ziobry!

Policjanci z Komendy Stołecznej Policji zatrzymali w podwarszawskim Milanówku Jana S. podejrzanego między innymi o podżeganie do zabójstwa kilku osób, w tym ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP, z której informacji skorzystał portal tvp.info Jan S. został zatrzymany w związku z dwiema sprawami. Pierwsza dotyczy sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób, druga – do podżegania do zabójstwa.
Za podejrzanym wystawione były dwa listy gończe, wydano też dwa Europejskie Nakazy Aresztowania (ENA) oraz czerwoną notę Interpolu.
W końcu maja ubiegłego roku dziennik „Rzeczpospolita” podał, że 28-letni handlarz dopalaczami Jan S. zlecił zabójstwo ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobro, ponieważ uznał go za zagrożenie dla swoich nielegalnych interesów. Za wykonanie zlecenia S. miał oferować 100 tys. zł. Śledztwo w tej sprawie prowadzi dolnośląski wydział Prokuratury Krajowej.
Minister Ziobro mówił w czerwcu ubiegłego roku, że jest też drugie śledztwo dotyczące Jana S. i „jego działalności w biznesie dopalaczowym”.
Najnowsze

Obustronne zrozumienie kluczem do połączenia trzeciego sektora z biznesem
Artykuł sponsorowany

Romanowski: w 2020 roku wybory korespondencyjne były sposobem uznanym za najbezpieczniejszy

Bodnarowcy postawili zarzuty byłemu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu

Stracił honorowe obywatelstwo. Po stu latach