- Persona zajmował się wszystkim – nie tylko bronią, ale też materiałami strategicznymi. Chciał dojść do Petrochemii, ale coś musiało wydarzyć się w Rosji, że zdecydowano się go odsunąć od tych spraw. W 1995 r. pojechał on do Londynu – poinformowaliśmy o tym służby brytyjskie - i tam spotkał się z Czelskim, czyli z Romanem Abramowiczem. Gdy wrócił, był nastawiony inaczej, zaczęły się konkretne rozmowy na temat strategicznych surowców, broni - powiedział w "Rozmowie ściśle jawnej" płk Piotr Wroński. Wątkiem przewodnim rozmowy była działalność agenturalna Andrzeja Persony, wspólnika właściciela restauracji LemonGrass, gdzie często spotykali się politycy Platformy.
"Dla mnie to był zawsze Andrzej Kononienko"
- Jak to jest możliwe, że człowiek, który w 2003 r. był podejrzewany o szpiegostwo, funkcjonuje w dalszym ciągu w naszym kraju, ma spółkę zarejestrowaną w Warszawie i przez nikogo nieniepokojony pali cygaro w jednym z warszawskich hoteli? Chodzi o Andrzeja Personę, którego podczas tajnego posiedzenia sejmowego szef ABW wskazał jako osobę podejrzewaną o szpiegostwo na rzecz Rosji - zastanawiał się Piotr Nisztor.
- Dla mnie to jest zawsze Andrzej Kononienko, Persona jest nazwiskiem jego żony. To był modus operandi niektórych KSP-owców, czyli tych którzy występowali o kartę stałego pobytu, zwłaszcza z początku lat 90. Personą zajmowałem się do końca roku 1997 – powiedział płk Wroński. - Gdy pojawiłem się w kontrwywiadzie, siadłem sam w zespole, który miał się zajmować tzw. nieortodoksyjnymi miejscami przykrycia, czyli działalnością wywiadowczą krajów postradzieckich z pozycji pozaplacówkowej – nielegałowie, miejsca przykrycia itp. Musiałem stworzyć pewien model i akurat Kononienko do niego pasował – nie ukrywał, że miał do czynienia z KGB, opowiadał różne rzeczy o pobycie w Afganistanie, mocno interesował się polskimi resortami siłowymi, wchodził w różne środowiska – dodał.
- Na ogół było tak, że Rosjanie przyjeżdżali tutaj, brali sobie żonę, przyjmowali jej nazwisko, rozwodzili się, potem brali drugą żonę, przyjmowali jej nazwisko i gubili rosyjski ślad, przesuwając się bardziej na Zachód. Persona na Zachód się nie przesuwał. Przyjechał z żoną teoretycznie z Ukrainy. On funkcjonuje jako obywatel Ukrainy, ale nigdy z jego ust nie słyszałem ukraińskiego, tylko rosyjski. Poznałem go dość dobrze, miał bardzo ciekawe kontakty – w resortach siłowych w Moskwie i w Ukrainie – stwierdził były oficer służb specjalnych.
"Najpierw były kasyna, spa, salony masażu"
- Persona starał się dotrzeć do decydentów związanych z obronnością. Jak wyglądało jego wejście w świat polskiej polityki? - pytał Piotr Nisztor.
- Najpierw były to kasyna. Kasyna były zdominowane wówczas przez zweryfikowanych negatywnie funkcjonariuszy „trójki”, „czwórki”. Były też różnego rodzaju SPA, salony masażu – masowo chodzili tam Rosjanie, ale chodził też Persona. Persona w pewnym momencie przez telefon zaczął mówić o planowanych przez nas krokach. Wtedy wiedziałem, że jest przez kogoś dobrze informowany. Wiedział bardzo szybko o paru podstawionych mu osobach. Przestał się nagle kryć z kontaktami w ambasadzie rosyjskiej, z kontaktami w Moskwie, Kijowie. Zaczęły coraz częściej padać słowa o remoncie broni postradzieckiej w polskiej armii i było widać, że wie, że go kontrolujemy i były to informacje wyraźnie dla nas. Wręcz proponował spotkanie, więc zaprosiłem go. Podczas spotkania nie chciał rozmawiać na żaden temat i wyskoczył z propozycją, że „oni”, czyli duże państwowe siły w Rosji, mogą remontować po korzystnych cenach polskie uzbrojenie – mówił płk Piotr Wroński. - Na moje pytania odpowiadał jakby wyuczoną legendą, więc podziękowałem mu i sporządziłem obszerny raport, że sami jako UOP nie poradzimy sobie z tą sprawą, więc albo zawiadamiamy służby wojskowe, albo trzeba doprowadzić do sytuacji, by Personę wyrzucić z kraju. Opracowałem na ten plan, jak to zrobić – dodał.
- Po tym wszystkim odebrano mi sprawę. Ówczesny dyrektor powiedział mi, że jest komórka 2A, bo to są sprawy gospodarcze, a nie czysto kontrwywiadowcze i sprawę mam oddać. Notabene mój kolega, który przyszedł wprost z opozycji, usiłował tę sprawę w 2002 r. wszcząć na nowo. Okazało się, że po przekazaniu ostatnim dokumentem był mój raport. Nikt nic nie zrobił, a mojego kolegę odsunięto całkowicie na boczny tor w 2002 czy 2003 r. - powiedział Wroński.
Kim był Czelski?
- Dla mnie jest paranoją, że taka osoba jak Persona-Kononienko staje się bohaterem jakiejś debaty sejmowej. To jest nikt. Dziwi mnie, jak państwo nie może sobie z nim poradzić – zastanawiał się były oficer kontrwywiadu. - Ten człowiek służy infrastrukturze i pośrednictwu, to nie on podejmuje decyzje. To jest jeden z elementów rosyjskiej infrastruktury wywiadowczej i cały czas twierdziłem, że prawdziwa rezydentura i siły sprawcze nie są w ambasadzie, tylko poza nią – dodał Wroński.
- Persona zajmował się wszystkim – nie tylko bronią, ale też materiałami strategicznymi. Chciał dojść do Petrochemii, ale coś musiało wydarzyć się w Rosji, że zdecydowano się go odsunąć od tych spraw. W 1995 r. pojechał on do Londynu – poinformowaliśmy o tym służby brytyjskie - i tam spotkał się z Czelskim, czyli z Romanem Abramowiczem. Gdy wrócił, był nastawiony inaczej, zaczęły się konkretne rozmowy na temat strategicznych surowców, broni. Wrócił „nabuzowany”, potrafił 12 godzin spędzać przy telefonie i w kółko Kijów-Moskwa – podkreślił płk Piotr Wroński.