Płetwal błękitny czyli o samobójstwach wśród młodych
Fala samobójstw młodych ludzi pod wpływem gry Płetwal Błękitny zmusza do zatrzymania się. Do refleksji, tej najgłębszej. To ten obszar życia, z którym teraźniejszość nie potrafi dać sobie rady. Ta granica wymyka się nawet tym największym z ludzi. Zdobywcom największych nagród, wyróżnień czy zaszczytów. Człowiek potrafi wyjść na najwyższy szczyt sukcesu, a mimo to na tym szczycie odbiera sobie życie. Sam świadomie. Tak samo świadomie postępują Ci, którzy rozpoczynają grę, która kończy się śmiercią. To młodzież, która ma wszelkie warunki do życia, a mimo to rezygnuje. Dlaczego? - pisze Paweł Zastrzeżyński.
To pytanie wcale nie jest retoryczne. Punkt, z którego człowiek zadaje je sobie nie jest niewiadomym. Tu wszystko jest wiadome. Równanie, którego wszystkie składniki dają jednakowy wynik: brak nadziei. Tu w tym życiu nie ma dla mnie miejsca. Jedynym rozwiązaniem jest odejście. To w pełni świadomy wybór. Oczywiście dla socjologów, lekarzy psychiatrów to tylko przypadek, że ktoś odbiera sam sobie życie. Jeden z miliona. Tak samo jest dla społeczeństwa, gdzie to ma miejsce. Jest nawet pogarda dla takiego czynu. Ktoś się poddał. Jego wina – słychać głos społeczeństwa. Jednak z perspektywy człowieka, który stoi na granicy i chce odejść inaczej to wygląda. Ci ludzie wokół to są kaci, którzy wymierzają wyrok. Odizolowują człowieka, który nie znajduje już wspólnego mianownika z tym swoim otoczeniem. Czy to bliska rodzina, przyjaciele, znajomi. Wszystko staje się tak dalekie, a oskarżenia tak jednoznaczne, że nie pozostawiają żadnego wyboru. Odejście następuje w samotności. I jest największą z przegranych, którą może człowiek uczynić świadomie.
Ta przestrzeń tej decyzji to klucz do zrozumienia człowieczeństwa. Zmierzenie się z tą samotną chwilą i wyjście z niej to największy heroizm z możliwych dostępnych w całym spektrum zwycięstw jakie może uczynić człowiek. Zmierzenie się z tym absolutnym brakiem nadziei wymaga siły i odwagi większej niż jakikolwiek heroiczny czyn opisywany przez człowieka jako zwycięstwo.
Zmierzyć się z tą największą beznadzieją i przekroczyć próg nadziei. Zbudować nadzieję wbrew nadziei to w dzisiejszym świecie sytuacja niedostępna dla dorosłego człowieka. Tylko dziecko nasiąka tym stanem. Naśladuje. I w swojej naiwności i młodzieńczej brawurze potrafi go natychmiast wprowadzić w życie.
Nibylandia, którą stworzyła sobie młodzież jest bardziej realna niż świat dorosłych zagonionych za dobrami, które dla młodzieży są niczym. Oni są żądni przygód, gotowi na zapłacenie każdej ceny. Zachowanie tych dzieci to echo działania ludzi dorosłych, którzy zagubili się w pogoni za dobrami doczesnymi. Zostawili swoje dzieci przed komputerami razem z ich wyobraźnią. I te dzieci musiały zbudować sobie bezpieczną dla nich przestrzeń, gdzie są kochane, podziwiane i akceptowane. Tylko ta przestrzeń to oszustwo.
Jak teraz wrócić z tego świata swoich fantazji i niedościgłych pragnień? Jak umocować swoje marzenia w realnym życiu? Te dzieci nie widzą nadziei. Skaczą. Dorośli odnoszą sukces, skaczą.
Tu zwycięstwo jest niewidoczne dla otoczenia. Nie jest spektakularne. To zwycięstwo polega na kolejnym przeżytym dniu. Jak to zrobić? Jak w ten sposób zwyciężać?
To prosta prawda, ale na wstępie przez wielu wykluczana. Dlatego pozostaje samotna walka o życie. Najtrudniejszy bój w tym świecie.
Jak nie skoczyć? Jak nie zawisnąć?
Jan Paweł II rozwiązał ten problem. Jednak trzeba go posłuchać.