33-latek z Lublina skatował swojego psa trzonkiem od łopaty, a później żywcem zakopał. Walczące o życie zwierzę ratowali świadkowie. – Początkowo właściciel przekonywał, że pies mu uciekł. Jednak dowody, które zgromadzili kryminalni, jednoznacznie wskazywały na jego winę – mówi kom. Andrzej Fijołek z lubelskiej policji.
Lubelscy policjanci pod koniec października zostali zaalarmowani w sprawie zakopanego żywcem zwierzęcia.
Pod wiaduktem przy ulicy Grygowej w Lublinie pewna kobieta usłyszała skomlenie psa. Idąc w kierunku słyszanego głosu, zauważyła wystający spod ziemi pysk. Wspólnie z innymi ludźmi odkopała zwierzę. Było ono drastycznie wycieńczony, na jego ciele widać było wiele obrażeń. Pies natychmiast trafił pod opiekę weterynarza. Niestety po kilku dniach jego stan się pogorszył i specjalistom nie udało się go uratować.
Zanim doszło do tego przestępstwa, policjanci dotarli do właściciela psa, który wyjaśnił, że zwierzę zaginęło – uciekło kilka dni wcześniej. Policja przeprowadziłą oględziny i zebrała ślady, między innymi z łopaty, która później okazała się narzędziem wykroczenia.
Funkcjonariusze wrócili do 33-letniego mieszkańca Lublina. Wtedy, wobec przedstawionych dowodów, przyznał się do winy. Na jaw wyszło, że trzonkiem łopaty pobił swojego psa, a potem żywcem zakopał w ziemi. Wyjaśnił, że zrobił to, bo był pijany.
Został zatrzymany i doprowadzony do prokuratury. Usłyszał zarzut zabicia zwierzęcia ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu kara nawet do 5 lat więzienia. Obecnie mężczyzna przesiaduje w areszcie.