Atak na polskiego ambasadora przy NATO to jedna z manipulacji, jakich dopuszcza się ten rząd ze swoją przybudówką w postaci „Gazety Wyborczej”. I skandal, który miejmy nadzieję znajdzie swoją kontynuację na drodze sądowej.
Od kilku tygodni Tomasz Siemoniak publicznie mówi, że „Tomasz Szatkowski to osoba podejrzana, która nie powinna piastować funkcji ambasadora Polski przy NATO”. Na pytanie, dlaczego nie powinien Siemoniak nie informuje, jakie konkretnie zarzuty służby po przejęciu władzy przez Donalda Tuska stawiają dyplomacie. Oczywiście piłeczkę podpija „Gazeta Wyborcza” która oskarżyła Szatkowskiego o chęć oszustwa na wariografie. Według "Gazety Wyborczej", Szatkowski nie przeszedł pomyślnie badania wariografem w 2019 roku, a nawet próbował go oszukać. - I nie chodziło o to, że został złapany na kłamstwie, bo nie doszliśmy nawet do tego etapu. On podczas badania próbował stosować techniki zakłócające odczyt urządzenia - przekazało "źródło w służbach" Wojciechowi Czuchnowskiemu.
A jak wyglądają fakty? Oto na portalu onet, Witold Jurasz, były dyplomata, postanowił zweryfikować te sensacyjnie brzmiące doniesienia. Okazuje się, że badanie wariografem przeprowadziła SKW, a nie ABW. Nie w 2019 roku, a rok wcześniej. I Szatkowski dysponował dostępem do tajemnic państwowych do 2023 roku. Sprawdzenie na wykrywaczu kłamstw przeprowadzono na prośbę ówczesnego wiceministra obrony narodowej. Potwierdza to były dyrektor Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Maciej Materka, który jednocześnie "zapewnia, że w trakcie badania Szatkowskiego nie miały miejsce opisane przez "Gazetę Wyborczą" próby oszukiwania wariografu. Generał przekonuje, badanie wykluczyło, by Szatkowski w jakikolwiek sposób był związany z jakimikolwiek obcymi służbami. Dodaje też, że badanie trwało "blisko dwa dni" - czytamy w tekście Jurasza. A co najważniejsze i przemilczane przez „GW”: Szatkowski poddany został badaniu na wariografie na własne życzenie.
Ostro do sprawy odniósł się Sławomir Cenckiewicz pisząc: - SKW i koordynator byli posiadaczami wiedzy o badaniu wariograficznym Szatkowskiego, która w wersji zmodyfikowanej i zniekształconej nawet co do daty badania, by nieco wpłynąć na wybory i wykorzystać ciszę, została w formie steku kłamstw zwodowana wczoraj przez "GW"! Czuchnowski zamienił SKW na ABW i „pomylił” daty, by chronić źródło przecieku, ale każdy wie, że Tomasz Szatkowski pracował w MON i to SKW prowadzi zgodnie z właściwością postępowania sprawdzające - tak komentuje prof. Sławomir Cenckiewicz przeciek ze służb do "Gazety Wyborczej". -Po tym, co się stało, Stróżyk, Dusza i Tomasz Siemoniak, który od 2 tygodni urządza publiczne nagonki na Tomasza Szatkowskiego, sugerując o nim w wywiadach i na konferencjach, że „nigdy nie powinien” wyjechać na placówkę, bo były rzekomo jakieś straszne przeszkody, powinni zostać natychmiast zdymisjonowani, a sprawą manipulowania i wyciągania informacji z postępowań sprawdzających (co jest sporym przestępstwem) powinny zająć się organy ścigania. Trzeba sprawdzić, kiedy, kto i na kogo polecenie wyciągnął teczkę postępowania sprawdzającego Szatkowskiego, co potwierdzone musi zostać w narzędziach ewidencyjnych SKW - dodał historyk.
Okazuje się jedno: największą „przewiną” jest oczywiście e współpraca z Antonim Macierewiczem z czasów, gdy polityk PiS kierował MON. Urzędnik, którego dymisji żąda szef MSZ Radosław Sikorski, był w latach 2015-2019 sekretarzem stanu w resorcie.
Szatkowski zapowiada pozew o zniesławienie przeciwko "Gazecie Wyborczej". Ponadto złoży zawiadomienie do Prokuratora Generalnego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy służb specjalnych.