– Bronisław Komorowski nie jest niechętny Ewie Kopacz, ale nie toleruje prób wymuszenia przez partię decyzji na władzach państwowych – tłumaczył prezydenta jego doradca Tomasz Nałęcz.
W reakcji na decyzję zarządu krajowego PO, który zarekomendował marszałek sejmu Ewę Kopacz na stanowisko szefa rządu, prezydent mówił, że tym wyborem jest "całkowicie nieskrępowany". Dodał też, że o tym, kto ostatecznie przejmie stery w państwie po odchodzącym do Brukseli Donaldzie Tusku, zdecyduje dopiero po dymisji premiera.
Retoryka Komorowskiego uwydatnia trwający od dawna konflikt o wpływy w PO pomiędzy tzw. "małym pałacem" i "dużym pałacem". Doradca prezydenta prof. Tomasz Nałęcz próbował łagodzić słowa Komorowskiego. – Prezydent alergicznie reaguje na taką sytuację, że najpierw jest dyrektywa partyjna i najpierw zbiera się plenum jakiejś partii, które postanawia co władze państwowe mają zrobić, a potem władze państwowe spolegliwie kiwając głową, to robią – mówił w Polskim Radiu. Jak dodał, chodzi o respektowanie norm konstytucyjnych, a nie grę personalną.
Po powrocie ze szczytu NATO w walijskim Newport prezydent ma przyjąć dymisję Tuska i Rady Ministrów. Następnie, jak poinformowała szefowa prezydenckiego biura prasowego Joanna Trzaska-Wieczorek, Komorowski powierzy Tuskowi pełnienie obowiązków premiera do czasu wyłonienia jego następcy.
Nałęcz twierdzi, że w tej sprawie prezydent przeprowadzi własne konsultacje. – Przecież będzie chciał powierzyć stanowisko premiera osobie, która będzie w stanie skutecznie je sprawować w oparciu o trwałą większość – wyjaśnił prezydencki doradca.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
"w „przepychankę” między „małym pałacem” a „dużym pałacem” zaangażowani są b. funkcjonariusze WSI"