Czy za przeforsowanie w Polsce przyjmowania nielegalnych migrantów, Tusk dostał obietnicę kolejnej fuchy w Brukseli? Taki plan dla byłego szatniarza Junckera ujawnił w trakcie wczorajszej debaty telewizyjnej premier Mateusz Morawiecki. Przyjaciel Niemiec, którym zawdzięczał swoje poprzednie stanowisko w Unii Europejskiej - szefa Rady Europejskiej, tym razem nie miał odwagi skłamać i milczał.
Być może Tusk uznał, ze kolejne kłamliwe zapewnienia, ze nie ma zamiaru opuszczać Polski przekroczyłyby i tak jego skromne standardy jego "prawdomówności"? A może pozbawionego klakierów "mężowi Merkel", jak go słusznie określił kilka dni wcześniej premier Morawiecki, zabrakło po prostu języka w gębie?
A mogło zabraknąć, gdy szef polskiego rządu ujawnił informację, którą usłyszał podczas Rady Europejskiej. – Donald Tusk ma obiecane stanowisko (...) za to, że gdyby doszedł do władzy, będzie przyjmował nielegalnych imigrantów – powiedział Morawiecki.
– Na Radzie Europejskiej postawiłem twarde weto przeciw nielegalnej imigracji i tam na Radzie dowiedziałem się również, że Donald Tusk ma obiecane stanowisko – stwierdził szef rządu i dodał, że „partia Tuska w Unii już przyjmuje pakt migracyjny i prze z tym paktem do przodu”. – Niestety, jest to bardzo groźne. Dlatego zaproponowaliśmy referendum (...) – powiedział Morawiecki.
– Chcę powiedzieć, że my obronimy Polaków przed gwałtami, przed podpalanymi autami jak w Paryżu i Sztokholmie. PiS jest gwarancją bezpieczeństwa – zapewnił premier.
Na koniec przypomnijmy, co już wiele miesięcy temu powiedział Tusk zaprzyjaźnionej dziennikarce, gdy sądził, ze nie jest już na wizji. Były król Europy przyznał, że zasiadanie w ławach sejmowych byłoby dla niego "czymś okropnym".
Postarajmy się, by Tusk i jego ferajna, która chyba podziela opinię szefa, nie musiała się męczyć w polskim Sejmie.