– Orzeczenie Sądu Najwyższego zostało w pełni podzielone przez Sąd Apelacyjny w Warszawie – mówił mec. Maciej Zaborowski, który reprezentował dziennikarza Cezarego Gmyza w procesie przeciwko red. nacz. "Rzeczpospolitej" Bogusławowi Chrabocie.
– To orzeczenie Sądu Najwyższego ma doniosłe znaczenie praktyczne, ponieważ dotyczy kwestii prawa prasowego i instytucji sprostowania – tłumaczył mec. Zaborowski. Jak podkreślił w rozmowie z Telewizją Republika, kwestia ta nie znalazła wcześniej odzwierciedlenia w orzecznictwie, a ten wyrok pokazuje, że redaktor naczelny każdej telewizji czy gazety, jest w pewnym stopniu odpowiedzialny za płatne ogłoszenia.
Informacja której dotyczył proces przeciwko Bogusławowi Chrabocie, została opublikowana przez Radę Nadzorczą Presspubliki i Grzegorza Hajdarowicza po tzw. aferze trotylowej. Czytaj więcej
W marcu 2013 roku Cezary Gmyz wygrał przed warszawskim sądem I instancji proces przeciwko red. nacz. "Rzeczpospolitej" Bogusławowi Chrabocie, w sprawie oświadczenia Rady Nadzorczej gazet na temat dziennikarza. Zgodnie z wynikiem procesu sąd nakazał " Rzeczpospolitej" opublikowanie sprostowania o następującej treści: 'Nieprawdą jest, że kiedykolwiek zobowiązałem się do dnia 5 listopada 2012 r. do godz. 14:00 przedstawić władzom spółki Presspublica bądź też władzom redakcji „Rzeczpospolitej” dokumenty, nagrania i wszelkie materiały, na podstawie których napisałem artykuł „Trotyl na wraku tupolewa" ' – w którym dziennikarz oficjalnie informuje, że nigdy nie zamierzał ujawniać swoich źródeł.
Sprostowanie dotyczy oświadczenie wydanego po wyrzuceniu Cezarego Gmyza z "Rzeczpospolitej", gdzie podano m.in. taką informację.
Sąd II instancji przyznał jednak rację gazecie, wydając prawomocny wyrok w tej sprawie. Dopiero dzięki kasacji wyroku przez Sąd Najwyższy, sprawą mógł zająć się warszawski sąd apelacyjny, który wydał wyrok na korzyść Cezarego Gmyza.
– Orzeczenie Sądu Najwyższego zostało w pełni podzielone przez Sąd Apelacyjny w Warszawie – komentował mec. Maciej Zaborowski. – Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wyroku (...) szkoda, że musieliśmy zwrócić się aż do Sądu Najwyższego – dodał.