Zaraz po naszych świętach, a przed prawosławnymi świętami Bożego Narodzenia, wybrałem się w odwiedziny do prawosławnego znajomego w sąsiedniej wiosce. Wziąłem ze sobą flaszkę swojej nalewki ziołowej, z całego bukietu ziół Podlasia i Polesia – głóg, jaskółcze ziele, babka, pokrzywa, czarny bez, dziurawiec, wrotycz, mięta, rodzynki i goździki do smaku. Znajomy z radością powitał mnie, z jeszcze większą – moją ekumeniczną flaszkę.
Niestety gospodyni nie podzieliła naszego ekumenicznego entuzjazmu. Zaatakowała nas literą wyznaniowych zasad „u nas pist (post)”. Wiedząc, że tu kobiety rządzą w chałupach, zasugerowałem znajomemu, by zmienić lokal. Jednak stanął on na wysokości zadania i obronił ekumeniczną flaszkę przed atakiem twardej ortodoksji. No, pewnie nie chodziło mu o ekumenizm, tylko po prostu dobrze mu się piło.
W tym przypadku ekumenizm zwyciężył, ale postawa gospodyni, stojącej „na gruncie zakonu” też jest tu znamienna. Chyba Bóg nie będzie nas rozliczał z kalendarza? Podział kalendarza liturgicznego na czas postów i czas świętowania nie jest zły. To zróżnicowanie różnych okresów jest chyba lepsze niż protestancka jednostajność. Niektórzy prawosławni wyrażają opinię, że lepiej byłoby przejść na nowy, gregoriański kalendarz. Ja uważam, że nie jest to konieczne. Wystarczy bardziej zdroworozsądkowe podejście, oparte na chrześcijańskiej miłości.