Jan Olszewski, premier Polski z lat 1991-1992, odwołany w wyniku "nocnej zmiany", którego rząd jako pierwszy demaskował agenturalność Lecha Wałęsy, komentuje dla portalu TelewizjaRepublika.pl wczorajsze potwierdzenia Instytutu Pamięci Narodowej.
TelewizjaRepublika.pl: Czy po latach można powiedzieć, że Pana rząd odniósł ostateczne, moralne zwycięstwo?
Jan Olszewski: Trudno powiedzieć, że to moralne zwycięstwo, to smutna sprawa. Ale rzeczywiście, wydaje się, że wtedy Wałęsa miał ostatnią okazję by odgonić się od tego smutnego bagażu swojej młodości. Wałęsa tego nie zrobił, nie skorzystał z tej szansy. Dzisiaj jest tego finał.
Spodziewał się pan, gdy zdawał wtedy urząd premiera, że wyjaśnienie spraw lustracyjnych potrwa tak długo? To niemal 25 lat…
Wiedziałem, ze to będzie trudna sprawa. Finał działalności rządu na to wskazywał, że będzie ogromny opór. Na pewno nie spodziewałem się, że zajmie to aż 25 lat.
Czy gdyby Lech Wałęsa dzisiaj przyznał się, przeprosił, to czy wciąż mógłby uratować twarz?
Trudno powiedzieć. Jest w tej chwili pewna ilość osób dla której to w ogóle nie ma znaczenia. Są to osoby głęboko zaangażowane w dzisiejszy spór polityczny, osoby te uważają, że Wałęsa jest po ich stronie i na to nie zwracają uwagi. To oczywiście postawa mniejszościowa i z czasem będzie się kruszyła. Dzisiaj jednak będzie argumentem skłaniającym Wałęsę do uważania, że nic się takiego nie stało.
Zaskakuje Pana linia obrana przez obrońców Wałęsy z „Gazetą Wyborczą” na czele? Mowa o postawie, że może i owszem Wałęsa w latach 70-tych donosił, ale nie zmienia to wiele dla Wałęsy lidera „Solidarności”, prezydenta, polityka okresu przemiany systemowej…
Oczywiście, że to wpływało na jego działanie. Pytanie – w jaki sposób? Trudno przyjąć, że to nie ma związku z jego postawą jako prezydent, który w gruncie rzeczy podejmował decyzje wspierające w tym zakresie, chroniące obóz postkomunistyczny. Ściślej biorąc chodzi o pozostałości po bezpiece. Jego weto w kwestii emerytur ubeckich było w oczywistym związku z jego przeszłością.
Wałęsa było nie było jest postrzegany jako symbol „Solidarności”. Jak prezentować najnowszą historię Polski zagranicą by nie zabrudzić legendy związku? Słyszałem opinie, że nie warto zagranicą wchodzić w szczegóły współpracy Wałęsy z bezpieką, bo może to być niezrozumiałe dla ludzi, którzy nie znają polskiej historii i polityki.
Nie ma powodu, żeby prowadzić jakąś specjalną akcję propagandową, czy uświadamiającą o tych fragmentach życia Wałęsy. Nie ma też powodu i to byłoby bezcelowe i śmieszne, gdybyśmy to ukrywali, żeby nie zaszkodzić jego międzynarodowej pozycji, która powiedzmy sobie szczerze jest mocna. To jednak noblista, znane nazwisko, związane z Polską, traktowane jako symbol „Solidarności”. To niestety dzisiaj jest smutne dla związku.
Rozmawiał: Mateusz Kosiński