„Instrument politycznego nacisku i szantażu”. Romaszewska o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej
Przyznaję, że jestem załamana rozmiarem jakiejś wręcz dziecięcej naiwności pomieszanej z hipokryzją w debacie na temat migrantów na białorusko-polskiej granicy — pisze dyrektor telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska na Facebooku.
- Jest wiadome i bezsporne, że w ostatnim czasie migranci są dostarczani przez rząd Aleksandra Łukaszenki na granice Litwy i Polski, jako rodzaj „żywej broni”. Jest to instrument politycznego nacisku i szantażu, a główna część operacji zaczęła się po nałożeniu przez UE bolesnych sankcji na reżim w Mińsku — podkreśla dyrektor Biełsatu.
- Zarówno Łukaszenka, jak i władze w Moskwie doskonale zauważyły jakim problemem stała się dla krajów Zachodu niekontrolowana migracja, jak wielkie emocje i konflikty wywołuje. My w Polsce dostarczamy na to w tej chwili dodatkowo tak efektownych dowodów, że jesteśmy na najlepszej drodze do skłonienia Łukaszenki (i ewentualnie Putina) do kontynuowania „ludożerczej” operacji ad infinitum. Jest też oczywiste, że powodzenie jednej operacji „przepychania” sprowadzanych na Białoruś migrantów, zaowocuje następnymi próbami. Zamiast jednego obozowiska przy granicy, wyrosną 3 kolejne. I tak dalej — podkreśla.
Polityka względem migrantów wymaga roztropności
Jak zauważa w swoim wpisie Agnieszka Romaszewska, polityka względem migrantów wymaga niejednokrotnie złożonych decyzji, w których ważą się róże wartości. „Bywa tak, że każde rozwiązanie jest w jakimś aspekcie złe, a wybór jest bardzo trudny. Wymagający roztropności i umiejętności przewidywania następstw swoich czynów” — zaznacza.
Dyrektor telewizji Biełsat podkreśla, że nie można wszystkich migrantów oceniać tą samą miarą. Są wśród nich – jak zaznacza Romaszewska — i osoby uciekające przed prześladowaniami, konfliktami zbrojnymi, jednak największą grupę stanowią migranci ekonomiczni, których „może być na świecie nawet i miliard — przyjąć ich wszystkich raczej nie da rady” — dodaje.
Ważne są różnice kulturowe
W polityce migracyjnej należy wziąć również pod uwagę różnice kulturowe, które niejednokrotnie stawiają bariery trudne do pokonania. „Efektem migracji, która nie uwzględnia tych realiów i która się ‘źle przyjęła’, są getta, nieznikające nawet w trzecim pokoleniu”.
- Nie ulega dla mnie wątpliwości, że w Polsce grupa dajmy na to 50 tys. arabskich imigrantów może adaptować się znacznie trudniej i wywierać efekt wielokrotnie bardziej destabilizujący społecznie, niż milion imigrantów ukraińskich — podkreśla Romaszewska.
Nie da się przyjąć wszystkich
- Filozofia przyjmowania w krajach europejskich wszystkich migrantów uciekających przed biedą i problemami ze swoich krajów, przypomina koncepcję osuszania morza łyżeczką. Kolejni dobrzy i szlachetni we własnym pojęciu „pomagacze” krzyczą: „łyżeczka to za mało, wybierajmy chochlą, nie, chochla to słabo, zobaczcie jakie straszne to morze — wybierajmy wiadrami.... Efekt — niestety jest do przewidzenia” — zaznacza dyrektor Biełsatu.