Maria Kiszczak w związku z przekazaniem dokumentów może żądać od Instytutu Pamięci Narodowej znacznie więcej niż 90 tys. złotych. Zdaniem Gazety Wyborczej fragmenty książki oraz prywatne listy, chronione prawem autorskim nie wymagają przekazania Instytutowi Pamięci Narodowej.
To, co zrobił IPN z prywatnym archiwum generała Kiszczaka, wygląda na przestępstwo urzędnicze. A generałowa, która chciała zarobić 90 tys. zł na sprzedaży teczek "Bolka", może od IPN zażądać znacznie więcej. - sensacyjnie komentują redaktorzy "Gazety Wyborczej".
Sprawa dotyczy publikacji fragmentów niedokończonej książki oraz prywatnych listów gen. Kiszczaka. Zgodnie z art. 25 ustawy o IPN dokumenty wchodzące w skład "zbiorów danych, rejestrów i kartotek wytworzonych oraz zgromadzonych przez organy bezpieczeństwa państwa, organy więziennictwa, sądy i prokuratury oraz organy bezpieczeństwa III Rzeszy i ZSRR" muszą być przekazane pod rygorem kary pozbawienia wolności do IPN.
Tymczasem "GW" przypomina, że podczas przeszukania w domu Kiszczaka zabrano wszystkie dokumenty, łącznie z niedokończonymi maszynopisami książki. – W przypadku, w którym są to utwory chronione prawem autorskim, a pamiętnik z pewnością do takich należy, jest to utwór podlegający ochronie, co do którego autor, a po jego śmierci najbliżsi są wyłącznie uprawnieni do decydowania o publikacji. To, że ktoś pełnił jakąś funkcję, do której w pamiętniku się nawiązuje, nie czyni z niego dokumentu o charakterze urzędowym – powiedział w rozmowie z portalem Wirtualna Polska prof. dr hab. Jana Błeszyńskiego specjalista w zakresie prawa cywilnego oraz prawa autorskiego
Z powodu opublikowania prywatnych wspomnień, listów oraz pamiętników IPN może zostać zobowiązany do wypłaty odszkodowania.