Spór o Polskę wcale nie ma charakteru konfrontacji klasycznych idei. Opis w kategoriach teoretycznego modelu rywalizacji prawicy i lewicy jest po prostu bałamutny - pisze w najnowszym numerze "Gazety Polskiej" Witold Gadowski.
Na początek kilka nieprawdziwych stwierdzeń:
* W Polsce trwa wojna pomiędzy prawicą i liberalną lewicą.
*W dzisiejszym, polskim parlamencie nie ma reprezentacji lewicy.
*Opozycja jest postępowa, a obecnie rządzący to wrogowie Europy i ludzie o konserwatywnym-zaściankowym sposobie patrzenia na świat.
* Opozycja (w domyśle lewica) jest otwarta na świat, tolerancyjna i pełna humanistycznych wartości, a obóz dzisiejszej władzy to bojący się świata, ksenofobiczni i pełni kompleksów ludzie spoza elity społecznej.
* Polski spór ma charakter ideowy.
Jak już wspomniałem, żadne z tych zdań nie jest prawdziwe. Teraz postaram się wyjaśnić istotę manipulacyjnego charakteru takich twierdzeń.
Poza znanymi ramami
Spór o Polskę wcale nie ma charakteru konfrontacji klasycznych idei. W Polsce trwa walka niepodległościowców – właściwie federacji ludzi o poglądach od lewa do prawa – ze stronnictwem, które nie tylko w polską niepodległość nie wierzy, ale zostało tak wytresowane (przez obce wpływy), że już samo myślenie o wzmacnianiu niepodległości Polski uważa za szkodliwe i godne zwalczania wszelkimi środkami – najłatwiej oczywiście przy wsparciu sił państw sąsiednich.
Nie jest prawdą także to, że w dzisiejszym parlamencie nie jest reprezentowana lewica. Jeśli ktoś uważa realizowany właśnie program PiS za prawicowy, to jest w wielkim błędzie. PiS – bardziej z powodu faktu, że jesteśmy krajem pozbawionym klasy średniej i pozakomunistycznego kapitału – realizuje dziś program, na jaki nigdy nie zdobyło się SLD. Interwencjonizm państwa, wiara w zbawienną funkcję odnowionej administracji oraz istotny program redystrybucji kapitału („Rodzina 500 +”) sprawiają, że trudno dziś PiS posądzić o prawicowe oblicze gospodarcze. Być może w odwołaniu się do etyki i religii można w nim odnaleźć konserwatywne pierwiastki, ale to zbyt mało, aby określić działania rządzącej partii jako realizację prawicowego programu. To raczej próba uleczenia państwa, które trwonione było przez ostatnie 20 lat. Polski spór ma wyraźnie powstańczy i niepodległościowy charakter. A odwoływanie się do tradycyjnych kategorii być może będzie miało w Polsce sens po ustanowieniu mocnych fundamentów państwowości. W tej logice łatwo zrozumiemy, dlaczego np. partia mieniąca się lewicową realizowała najbardziej liberalny i prokapitalistyczny program. SLD jest bowiem bardziej związkiem zawodowym byłej nomenklatury PZPR – która przechwyciła kapitał – niż reprezentantem interesów ludzi pracy najemnej.
Bezruch opozycji
Pominąwszy agenturalne korzenie, jak można zakwalifikować ideowe afiliacje Platformy Obywatelskiej i partii „Nowoczesna”? To przecież także środowiskowe gildie skupione na obronie nienależnych przywilejów i apanaży. Obie partie mają wyraźnie bezideowy i sytuacyjny charakter. Miesiące spędzone w opozycji ostatecznie obnażyły ich oblicze. Idei tam tyle, co mięsa w supermarketowej wędlinie. O PSL trudno, w tym kontekście, nawet wspominać, bo to nie tylko związek zawodowy ludzi, którzy czerpali zyski z działalności pseudowiejskiej, ale także najbardziej prorosyjska (w skutkach) partia działająca we współczesnej polskiej polityce.
Pora na zdemitologizowanie „postępowości”, „nowoczesności” i tolerancyjności tak zwanej „lewicy”, czyli dzisiejszych środowisk klecących ruch opozycyjny wobec aktualnie rządzącego w Warszawie stronnictwa. „Postępowość” manifestantów i ich przywódców polega na bezrefleksyjnym powielaniu mitów wypracowanych przez neomarksistów z tzw. szkoły frankfurckiej oraz lewicowych terrorystów z pokolenia 1968 roku. Nic nowego, nic świeżego, ot, po prostu rytualny język lewicy, który dziś niczego już nie wyjaśnia a nawet nie komentuje. Polska liberalna opozycja nigdy nie przyswoiła sobie dzieł Oriany Fallaci czy też antykorporacyjnych obserwacji Naomi Klein. Jeśli to ma być postęp, to bezruch musimy uznać za formę dynamicznego przemieszczania się.