Przechodnie, którzy zobaczyli leżącego na przystanku mężczyznę próbowali wezwać pomoc. Bezskutecznie telefonowali kilkadziesiąt razy pod 112. Pogotowie przyjechało po ponad dwóch godzinach.
Cała sytuacja miała miejsce w środę po godz. 18:30 na przystanku autobusowym "Garbary" w Poznaniu.
Świadkowie zdarzenia są zbulwersowani. Ich zdaniem po raz pierwszy pomoc została wezwana o godzinie 18:30 podczas gdy karetka pojawiła się dopiero po 21.
W tym czasie osoby stojące na przystanku wykonały kilkadziesiąt połączeń telefonicznych. Próbowali jak najszybciej ściągnąć pomoc do potrzebującego mężczyzny, jednak pogotowie się nie pojawiało.
- Ja do nich dzwonię a kobieta mówi mi, że mam nie krzyczeć. A jak ja mam nie krzyczeć, jak czekam tyle czasu i bezskutecznie błagam o pomoc - mówiła uczestnicząca w całym zajściu Anna Urbanowska.
Poszkodowany mężczyzna i tak może jednak mówić o sporym szczęściu. Do momentu pojawienia się karetki i zabrania go do szpitala, pomocy na miejscu udzielał mu jeden z przechodniów, będący również ratownikiem medycznym.