Na łamach ,,Gazety Polskiej Codziennie" w 2017 r. ukazał się artykuł ,,Dziennikarze do lustracji". Został on zilustrowany zdjęciami Tomasza Lisa i Jacka Żakowskiego. Dziennikarze oburzyli się i wytoczyli proces redaktorowi naczelnemu Tomaszowi Sakiewiczowi. Wyrok zapadł bez przesłuchania Sakiewicza, który nie został dopuszczony do głosu. We wtorek odbył się proces apelacyjny.
Sąd drugiej instancji nakazał Tomaszowi Sakiewiczowi zapłacić po 20 tys. zł Lisowi i Żakowskiemu (w imieniu swoim jak i ,,Gazety Polskiej Codziennie") . Redaktor Tomasz Sakiewicz ma również przeprosić dziennikarzy.
Redaktor przyznał, że sąd nie odniósł się do wcześniejszej odmowy prawa do złożenia zeznań.
- Sąd w żaden sposób nie zajmował się tym, że wcześniej nie zostałem dopuszczony do głosu. Co więcej, podczas mojej dzisiejszej wypowiedzi spotkałem się z pospieszaniem mnie - przyznał Sakiewicz.
Uzasadnienie sądu
- Zajmowano się natomiast złym samopoczuciem ,,pokrzywdzonych". Sąd nie znalazł żadnego nieprawdziwego słowa ani stwierdzenia. Uznał jednak, że same skojarzenia są obraźliwe. Jacek Żakowski przyznał, że sprawa ta uniemożliwi mu pracę w ,,Gazecie Polskiej", bo nie wykluczał, że ma takie plany. Ja wcale nie uważam, że tak będzie. Tylko najpierw pan Żakowski musiałby złożyć odpowiednie podanie - dodał.
Tomasz Sakiewicz stwierdził, że gdyby odwrócić strony konfliktu, wyrok zapewne byłby całkowicie inny.
- Gdyby podobna sytuacja miała miejsce z odwróceniem stron konfliktu jestem pewien, że mówiłoby się wtedy dużo o wolności słowa i szerokiej wolności interpretacji. Dodawałoby się, że nie powinny mieć ,,zatykanych ust" - zauważył.
Według redaktora naczelnego ,,Gazety Polskiej" i ,,Gazety Polskiej Codziennie" cała sytuacja pokazuje bak symetrii w stosunku do stron procesu.
- Nie znajduję żadnego uzasadnienia sądu. Ani pod kątem merytorycznym ani prawnym. Widać tutaj ewidentną sympatię i nierównowagę stron, której nie powinno być w takich przypadkach. To kuriozalne pudrowanie nosa wyroku pierwszej instancji - dodal na koniec.