Słowa premiera Tuska o tym, że "prognozy nie są przesadnie alarmujące" pozostaną bolesnym echem powodzi, która wielu ludziom odebrała wszystko. Żalem osób, których tragedii można było zapobiec. Gniewem tych, którzy w katakliżmie stracili najbliższych.
Prognozy nie są przesadnie alarmujące; dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju; nie ma powodu do paniki - zapewniał premier Donald Tusk 13 września we Wrocławiu.
Zaznaczył, że spodziewać się można lokalnych podtopień lub tzw. powodzi błyskawicznych. (cytat za PAP).
W wywiadzie udzielonym telewizji publicznej wczoraj, 18 września, na pytanie dziennikarki TVP INFO o tę wypowiedź Donald Tusk odpowiedział m.in.:
"Gdybym słuchał się prognoz, które wówczas nie były przesadnie alarmujące, jak to powiedziałem, gdybym nie miał tego swojego doświadczenia z roku 2010, 2008 i 2011, to być może uznałbym, że nia mamy się czym przyjmować"
"Czy nie żałuje pan, że bardziej nie bił na alarm, mając teraz tę wiedzę?" - dopytywała Justyna Dobrosz-Oracz.
"Nie lubię oceniać zdarzeń ani działań innych ludzi, ani swoich jak się ma już wiedzę post factum. Zdarzeń żywiołowych nikt nie programuje".
To porównanie wypowiedzi premiera Czech i premiera Polski z 13 września mówi wszystko, ale zaprzeczeniem słów Donalda Tuska o niebędących alarmującymi prognozach są same prognozy, w szczególności ostrzeżenia w liczbie około 100, które zostały wysłane do Polski w dniach między 10, a 13 września.
W sprawie uporządkowania sytuacji w mediach publicznych, zaraz po objęciu władzy Donald Tusk powiedział, że:
"sprawa jest prostsza niż się komukolwiek wydaje. (...) Wszystko będzie zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy".
Skoro po pięciu dniach premier nie żałuje swoich słów z 13 września, to może - trwawestując jego wypowiedź z ubiegłego roku - sprawa jest prostsza niż się komukolwiek wydaje, bo działał zgodnie z prognozą, tak jak ją rozumiał.
Źródło: Republika