Wydawałoby się, że po laudacji Budki pod adresem Tuska nikt już nie będzie mógł wykrzesać z siebie więcej wazeliny wobec byłego króla Europy. Okazało się jednak, że tacy ludzie się znaleźli - to Kosiniak-Kamysz i Czarzasty.
Niegdysiejszy i przyszły minister w ekipie Tuska, uznał powrót swego pryncypała z Brukseli do Polski prawie za powrót mesjasza. "Zamienił wygodne życie na obowiązek wobec ojczyzny", stwierdził m. in. czołobitnie Kosiniak-Kamysz, dodając też: "Tusk wrócił, aby demokracja, przyzwoitość, sprawiedliwość zwyciężyła. I zwyciężyła. To jest ten moment kluczowej odwagi"
Z kolei lewicowiec Czarzasty uznał Tuska po prostu za "fajnego chłopa", którego cechuje (uwaga, uwaga): "tolerancja, otwartość".
Żeby jednak nie było za fajnie członek komunistycznej PZPR zwrócił się z wyraźną groźbą w kierunku PiS: "W Polsce są potrzebne rozliczenia. Przyjdą na was, ale chcę wam powiedzieć, bo to jest element koalicji, która mówi: zwyciężyć, rozliczyć, a następnie zasypać wszystkie rowy, które wykopaliście".
W ustach byłego (?) komunisty, którego dawna formacja nie została nigdy rozliczona, a ma na sumieniu tysiące zamordowanych polskich patriotów, to wręcz niebywała bezczelność.