– Nie siadamy do rozmów, bo nikt nas o nich nie informuje, dostajemy sms-y, że szykowane są zwolnienia – mówiła przedstawicielka protestujących pielęgniarek podczas konferencji przed Centrum Zdrowia Dziecka. – To nieprawda – odpowiada dyrekcja placówki. Strajk w CZD trwa od wtorku i nic nie zapowiada, żeby rozmowy pomiędzy stronami zbliżały się do osiągnięcia porozumienia.
Od wtorku w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka trwa strajk pielęgniarek, które domagają się wyższych pensji i lepszych warunków pracy. Jak tłumaczą pielęgniarki, propozycje dyrekcji są nie do przyjęcia. Protest jak podkreślają, nie dotyczy bowiem tylko podwyżek, ale przede wszystkim warunków pracy i zwiększenia zatrudnienia, gdyż ich zdaniem w placówce jest zbyt mało personelu medycznego. Czytaj więcej
Kto negocjuje, a kto straszy
– Nie siadamy do rozmów, bo nikt nas o nich nie informuje, nikt nas nie szukał – mówiła podczas konferencji przed budynkiem Centrum Zdrowia Dziecka przedstawicielka pielęgniarek.
Jak podkreśliła, do negocjacji doszło raz i wtedy protestujące kobiety mogły przedstawić swoje wątpliwości i postulaty. Do porozumienia jednak nie doszło, a jak tłumaczą pielęgniarki problemem nie są pieniądze, tylko przede wszystkim warunki pracy i wspomniane niedobory w personelu.
Podczas konferencji, przedstawicielka pielęgniarek poinformowała też, że protestujące kobiety dostają od kierowników klinik sms-y, w których władze placówki grożą im zwolnieniami jeśli nie dojdzie do osiągnięcia porozumienia. – Dziewczyny dostają sms-y, że szykowane są wypowiedzenia, że na wtorek jest planowane zamknięcie Centrum Zdrowia Dziecka. Te sms-y są od kierowników danych klinik – tłumaczyła przedstawicielka protestujących.
Sprawę dementuje dyrektor szpitala Małgorzata Syczewska. Jak podkreśliła w rozmowie z mediami, informacje o "straszeniu" zwolnieniami nie są prawdziwe. Syczewska tłumaczyła też, że dyrekcja placówki przedstawiła już swoje postulaty i propozycje, ale to strona pielęgniarek nie negocjuje. – Wciąż jesteśmy gotowi do rozmów – podkreśliła.