Reforma sądownictwa pozornie rozwścieczyła opozycję, a jej przedstawiciele zaczęli znów mówić o pełzającej dyktaturze i końcu demokracji. Liderzy antypisu próbowali wyciągnąć setki ludzi na ulice, ale na tym się skończyło. Jak przyszło co do czego, Donald Tusk zamiast protestować w Warszawie, wolał podpisywać książki w Gdańsku, a posłowie opozycji nie przyszli wczoraj na kluczowe głosowanie, bo mieli inne zajęcie, w tym m.in. robienie zdjęć… kotu.
We wtorek na ulice wyszli obrońcy sędziów i status quo w systemie sądownictwa. Frekwencja pokazuje jednak, że wokół sprawy emocje wygasły. – Też myślałam, że będzie więcej osób – wystrzeliła wczoraj Małgorzata Kidawa-Błońska, kandydatka PO na prezydenta. Ta atmosfera rozprężenia udzieliła się wszystkim posłom opozycji na tyle, że duża część z nich nie przyszła na głosowanie w sprawie ustawy zaproponowanej przez PiS. Jak się okazało, gdyby mobilizacja była na odpowiednim poziomie, opozycji udałoby się zatrzymać procedowanie, bo na sali pojawiło się tylko 201 posłów PiS. Jak się okazało, nieobecni posłowie opozycji mieli „ważne” powody absencji. Np. Jagna Marczułajtis-Walczak w czasie głosowania… robiła zdjęcie kotu. Oprócz niej z KO nie pojawili się m.in. Joanna Kluzik-Rostkowska,
Gabriela Lenartowicz i Grzegorz Napieralski. Jeszcze więcej nieobecnych było w szeregach Lewicy. W pierwszym odruchu posłowie KO i Lewicy zaczęli się tłumaczyć przed swoimi wyborcami. Zdaniem marszałek Barbary Dolniak i tak by nic to nie dało, bo PiS dokonałoby reasumpcji głosowania. Dopiero po chwili przyszło opamiętanie. „Na wniosek rzecznika dyscyplinarnego nieobecni na porannych głosowaniach posłowie klubu KO zostali ukarani przez Kolegium Klubu najwyższą karą finansową” – poinformował Borys Budka na Twitterze. Mleko się jednak rozlało, a wyborcy opozycji domagają się złożenia mandatów przez nieobecnych.
Więcej w dzisiejszej Gazecie Polskiej Codziennie!