Publikacje "Gazety Wyborczej", Onetu i Radia Zet ws. zatrudniania w spółkach Skarbu Państwa ludzi powiązanych z Prawem i Sprawiedliwością są ostentacyjnym wsparciem totalnej opozycji oraz próbą doprowadzenia do prywatyzacji SSP - ocenił europoseł PiS Joachim Brudziński.
"Gazeta Wyborcza", Onet i Radio Zet przedstawiły w poniedziałek 27 września mapę wpływów najważniejszych polityków PiS w spółkach Skarbu Państwa. Jak ujawniły media, w spółkach tych zatrudnieni zostali ludzie powiązani z członkami obozu Zjednoczonej Prawicy. Dotyczy to premiera Mateusza Morawieckiego, szefa MON Mariusza Błaszczaka, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, wicepremiera i szefa MAP Jacka Sasina, europosła Joachima Brudzińskiego i byłego wicepremiera i ministra rozwoju Jarosława Gowina.
Poproszony o komentarz w tej sprawie europoseł PiS Joachim Brudziński powiedział w Radiowej Jedynce, że tej sprawie dostrzega dwa elementy. Pierwszym z nich - jak powiedział - jest ostentacyjne wsparcie totalnej opozycji; drugim, w jego ocenie o wiele bardziej niebezpiecznym, jest próba doprowadzenia do prywatyzacji spółek Skarbu Państwa.
- W mojej ocenie jest to przykrywka do wytoczenia kolejnej armaty, a mianowicie zaraz pojawi się postulat natychmiastowej prywatyzacji spółek Skarbu Państwa, żeby raz na zawsze oddzielić spółki Skarbu Państwa od decyzji politycznych czy od polityków - powiedział Brudziński.
Dodał, że do podobnej sytuacji doszło na początku lat 90., a skutki tej sytuacji - jak zaznaczył - ponosimy do dziś.
- Były to działania, które służyły de facto rozgrabianiu tych resztówek, które pozostały po czasach PRL. Grabiono majątek narodowy przy okazji rządów czy to Unii Wolności, później SLD, później PO - mówił.
Dodał, że "kiedy Prawo i Sprawiedliwość wróciło do władzy w 2015 roku", okazało się, że "spółki Skarbu Państwa zaczęły nagle nabierać na wartości, przynosić olbrzymie zyski, stały się elementem polityki ekonomicznej, polityki gospodarczej, ale również polityki związanej z naszym bezpieczeństwem energetycznym" - mówił.
Brudziński zwrócił uwagę, że to Jarosław Kaczyński "jest tym politykiem, który zawsze - nam politykom PiS - mówi, że nieumiarkowanie, brak pokory doprowadzi do tego, że możemy przegrać wybory".
- To Jarosław Kaczyński był inicjatorem uchwały naszego ostatniego kongresu, żeby wszelkie przypadki związane z działaniami karygodnymi, działaniami, które mogą grozić podejrzeniem o kolesiostwo czy nepotyzm, z naszych szeregów eliminować - powiedział.
Dodał, że fakt mianowania, "czy poprzez premiera, czy przez ministrów w jego rządzie - w tym również moja osobę - swoich współpracowników w charakterze np. wiceministrów, nie ma nic wspólnego z nepotyzmem".
- Co do pozostałych zarzutów, to chciałbym zwrócić uwagę na jeden bardzo istotny aspekt. Zarówno w odniesieniu do tych osób, które przypisuje się rzekomo moim wpływom, jak i też przede wszystkim do osób, które zostały przypisane panu premierowi czy panu ministrowi Błaszczakowi, panu premierowi Sasinowi - czy ktoś pochylił się nad kwestiami merytorycznymi, nad kompetencjami tych osób? Bo zarzut tego, że ktoś kogoś zna, jest zarzutem naprawdę aberracyjnym - mówił.
Europoseł PiS dodał, że każda z osób, które zostały wskazane przy jego nazwisku, swoje stanowisko zawdzięcza przede wszystkim "swoim kompetencjom, swojej wiedzy, swojemu doświadczeniu, a zostały powoływane nie przez Brudzińskiego, tylko przez organy albo właścicielskie, albo przez organy typu rady nadzorcze".
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Aktorka martwi się o Amerykanów, którzy „nie mają możliwości ucieczki"
Kurski: jednego dnia Sutryk popiera Trzaskowskiego, drugiego przychodzi po niego CBA. To sprawka Tuska.
Gembicka: Tusk pręży muskuły i mówi, że nie wpuści migrantów, a za plecami Polaków zgadza się na wszystko
Ujawniamy! To im Sutryk zafundował studia. ZOBACZ!