- Zawsze, kiedy patrzę w oczy tego dziecka, to wydaje mi się, że ono ma takie samo prawo do życia i funkcjonowania w społeczeństwie, które my posiadamy. W niczym nie jest gorsze. Zawsze powtarzamy, że na poziomie serca wszyscy jesteśmy tacy sami. - O tym, dlaczego nie wolno zabijać niepełnosprawnych dzieci w łonie matki? Opowiada siostra Tymoteusza Gil, dominikanka z Domu dla dzieci i młodzieży w Broniszewicach.
Siostra Gil od lat zajmuje się dziećmi z głęboką niepełnosprawnością. Dzięki obcowaniu z tymi ludźmi poznawaniu ich nawyków, odkryła, że one mają takie samo prawo do życia jak wszyscy inni, mają prawo cieszyć się i uśmiechać każdego dnia. Lubią sport i naukę. Wystarczy ich tylko trochę poznać.
- W momencie, kiedy zaczynałyśmy pracę w Broniszewicach, w Domu Chłopaków, zastanawiałyśmy się, co możemy dać chłopakom z tą głęboką niepełnosprawnością. Nie do końca byłyśmy chyba też poinstruowane, co należy robić i, jak te dzieci wyciągać z niepełnosprawności, o ile się to da. W pewnym momencie odkryłyśmy, że istnieje coś takiego, jak komunikacja alternatywna, założyłyśmy swoją szkołę. To było niesamowite, gdy zobaczyłyśmy, że dzieci z głęboką niepełnosprawnością potrafią się z nami porozumiewać, że one się do nas uśmiechają, słyszą nas, są w stanie wybrać kolor kurtki, mają swoje ulubione filmy. Są chłopcy, którzy - wydawałoby się, że tylko leżą w łóżku, często mówi się o nich, że są to rośliny, z czym my się absolutnie nie zgadzamy. Ci chłopcy lubią sport, mamy Kubę, który jest fanem piłki nożnej, śledzi wszystkie mecze. Jest taka prawda, że to nie oni mają się uczyć nas, ale my-ich. My musimy się nauczyć komunikacji z nimi - podkreśliła Gil.
Pomoc rodzicom
Gil zaznaczyła, że bardzo ważne jest, aby pomagać rodzicom, którzy mają niepełnosprawne dzieci.
- Żeby ta ustawa nie kończyła się tylko w momencie poczęcia, tylko żebyśmy dali tym dzieciom i rodzinom wsparcie. Jesteśmy jak ambasadorki tych rodzin. Znam dużo matek, które do nas przyjeżdżają albo dzwonią i proszą o radę. One bardzo często zostają same, z dzieckiem, które bardzo kochają. Kiedy kobieta dowiaduje się, że urodzi niepełnosprawne dziecko to dostaje trzy informacje: że dziecko będzie niepełnosprawne, że może pani usunąć to dziecko i trzecia informacja, że to pani jest odpowiedzialna za to, że to dziecko będzie cierpiało. Apel, żeby nie zostawiać kobiet, żeby podpowiedzieć, że są takie domy, jak nasze, że my przyjmiemy każde życie - dodała
- Najczęściej mam taką informację, że ta mama urodziłaby jeszcze raz. Dałaby szansę dziecku, które nie jest gorsze. Sytuacja jest bardzo trudna, np. w tym miesiącu musieliśmy kupić specjalistyczne łóżko dla naszego chłopca, który wymaga solidnej rehabilitacji. Takie łóżko kosztuje 14 tys. zł. Aparat słuchowy, który musiałyśmy dołożyć, chociaż było dofinansowanie z NFZ, to po naszej stronie koszt 4 tys. zł. Takiej przeciętnej rodziny raczej nie byłoby stać na takie wsparcie dziecka, chociaż kochaliby je ponad życie.
Siostry wydały nawet swoją książkę pt. "Bronki, siostry od wykluczonych". To opowieść o cudach, które dzieją się w Broniszewicach.
- Książka jest też na naszej stronie. Można ją kupić. Tam są bardzo interesujące rzeczy związane z tym, jak trudną drogę musiałyśmy przejść, aby ten dom powstał, ale również mam nadzieję, że będą takie momenty, w których będzie można się śmiać.
Aktualnie w Broniszewicach jest 56 chłopców. Siostry budują nowy dom, chcą go w przyszłym roku już uruchomić. To dom dla chłopców cierpiących na autyzm, którzy wymagają indywidualnej terapii - skomentowała siostra.