– Te drzewa trzeba usunąć. Kornik rozmnaża się w tempie wykładniczym. Z jednego drzewa zaraża kilkanaście-kilkadziesiąt innych. Na dziś zamarło ok. 7 tys. ha lasu. Gdyby to zobrazować to pas drogowy o szer. 10 metrów i długości jak z Warszawy do Tokio – mówił przyrodnik.
Gościem "Republiki Na Wakacje" z Puszczy Białowieskiej był publicysta, przyrodnik, były leśnik Artur Hampel.
Rozmowa dotyczyła m.in. kornika drukarza oraz wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej, spowodowanej tym szkodnikiem.
– Kornik drukarz to niewielki, ale bardzo uciążliwy dla lasów świerkowych chrząszcz. Zamiast trzech potrafi wyprowadzić 4-5 pokoleń w ciągu roku. To owad jeden z lepiej poznanych przez leśników. mamy do czynienia z ogromną gradacją, doszło w Puszczy do wielkiego nieszczęścia. Mówimy o 1,3 mln drzew zabitych przez kornika. Kornik żeruje pod korą, odcina możliwość transportowania wody, soli odżywczych do korony i drzewo w ten sposób usycha – wyjaśnił przyrodnik.
Gość "Republiki Na Wakacje" zauważył, że "jawi nam się przesłanie czy chronimy Puszczę czynnie czy biernie". – Na dziś można powiedzieć, że ochrona bierna to żadna ochrona, bo do niczego nie prowadzi. Trzeba podjąć szereg działań równoległych, jeśli chodzi o różne gatunki. Mamy do czynienia z wieloma gatunkami, siedliskami, które należy chronić – dodał.
– Sytuacja i sprawa są naprawdę bardzo poważne. Nie ma innej metody na walkę z kornikiem drukarzem, niż wycinka drzew zainfekowanych. Te drzewa trzeba usunąć. Kornik rozmnaża się w tempie wykładniczym. Z jednego drzewa zaraża kilkanaście-kilkadziesiąt innych. Na dziś zamarło ok. 7 tys. ha lasu. Gdyby to zobrazować to pas drogowy o szerokości 10 metrów i długości jak z Warszawy do Tokio – zobrazował.
– Aktywistów trzeba odesłać do domu, niech zajmą się swoją pracą i swoimi rodzinami, parkowcy niech zajmą się Parkami Narodowymi, a leśnicy niech robią w Puszczy to, co do nich należy – zakończył.