103 lata dzielą nas od zwycięstwa polskiego oręża nad bolszewicką barbarią, znanego jako Bitwa Warszawska. Zdaniem angielskiego dyplomaty i polityka Edgara Vincent D’Abernona była to jedna z 18 najważniejszych bitew w dziejach świata. Gdyby nie polski żołnierz, Sowieci zatrzymaliby się (może) na plażach Normandii. „Po trupie Polski, przez Warszawę przejdziemy do Europy” - zapowiadali w 1920 roku zgodnie Lenin i dowodzący szturmem na stolicę Polski były carski oficer, a przyszły marszałek ZSRS, Tuchaczewski.
W 2010 roku, tym samym w którym doszło do zamachu smoleńskiego, wszechwładna, jak się jej wówczas wydawało, Platforma Obywatelska postanowiła uczcić 90 rocznicę Bitwy Warszawskiej stawiając w Ossowie... pomnik bolszewikom. Monument, choć nie w takiej, jak pierwotnie zakładano, formie, straszy w podwarszawskiej miejscowości do dzisiaj - będąc zarazem widomym znakiem hańby PO i podległych jej wówczas instytucji.
Pomysłodawcą projektu pomnika-mogiły była w 2010 roku Kancelaria Prezydenta - już wtedy Bronisława Komorowskiego. Fundatorem pomnika była natomiast... Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, którą kierował, jako sekretarz generalny, Andrzej Krzysztof Kunert. Gensek Kunert, gdy sprawa stała się głośna i wzbudziła sprzeciw środowisk niepodległościowych i kombatanckich, stwierdził, iż to, co zaplanowano w Ossowie nie jest pomnikiem, ale "nieco bardziej ozdobnym nagrobkiem" dla ponad dwudziestu zlokalizowanych w tym miejscu kilka lat wcześniej szczątków sowieckich sołdatów. Co ciekawe, a o czym już Kunert nie powiedział, ten, jego zdaniem, "nieco bardziej ozdobny nagrobek" zdobić miały 22 wydłużone stalowe elementy symbolizujące bagnety. Jak wiadomo, stawianie takich bagnetów na nagrobkach jest elementem polskiej tradycji funeralnej.
Kunert przyznał natomiast, że uroczystość odsłonięcia "nieco bardziej ozdobnego nagrobka" została przez niego ustalona na... 15 sierpnia 2010 roku, a więc dokładnie na 90 rocznicę zwycięstwa Polski nad bolszewią. Poległych, a niosących śmierć, gwałty i rabunki sowieckich sołdatów miała uczcić Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego. Swoja obecność zapowiedziały także władze państwowe z prezydentem (został nim 6 sierpnia) Bronisławem Komorowskim na czele, a także specjalnie z tej okazji zaproszony ambasador Federacji Rosyjskiej Aleksander Aleksiejew.
W uroczystość upamiętniającą bolszewików zaangażowały się także władze samorządowe. Gminy Wołomin i Zielonka przygotowały dojścia i dojazdy pozwalające dotrzeć na miejsce uroczystości delegacjom rządowym Polski i Rosji. Na wniosek Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Dowództwo Wojsk Lądowych zbudowało zaś na czas obchodów most na rzece Długiej.
Zabiegi peowskiej ekipy o należyte upamiętnienie najeźdźców spotkały się z przychylnym odzewem w Moskwie. Dziennik „Wriemia Nowostiej” pisał, że będzie to „ważne wydarzenie”. Gazeta domagała się jednak przy okazji, by ekipa Tuska-Komorowskiego pochyliła się bardziej nad "ofiarami bestialstwa polskich panów" w 1920 roku: „25 tys. czerwonoarmistów poległo, ponad 130 tys. dostało się do niewoli i prawie połowa z nich zmarła w polskich obozach” - "przypomniano" w kremlowskiej tubie propagandowej, przy okazji sugerując, że zbrodnia katyńska, jakiej dopuścili się Sowieci w roku 1920, była prostą konsekwencją wcześniejszego "polskiego ludobójstwa".
Bezczelne kłamstwa rosyjskiej propagandy (przebywający w polskich obozach sowieccy jeńcy zmarli na szalejącą w tym czasie hiszpankę - nikt ich nie zabijał strzałem w tył głowy!; ci którzy przeżyli w znacznej części nie mieli już także ochoty wracać do ojczyzny proletariatu) nie ostudziły zapału - chcących dokonać historycznego resetu z naszym wschodnim sąsiadem - partyjnych i bezpartyjnych platformersów oraz ich mniej lub bardziej jawnych sympatyków.
Wypowiadający się na łamach "Rzeczypospolitej" (data publikacji 16 sierpnia 2010) historyk (!) Andrzej Dudek zauważył, że przecież od wojny polsko-bolszewickiej minęło już 90 lat: "Wydaje się, że to wystarczająco dużo czasu, by na tamte wydarzenia spojrzeć nieco spokojniej i z pewnym dystansem. Dlatego pomysł, by oprócz świętowania wspaniałego zwycięstwa, które 15 sierpnia 1920 roku odnieśli żołnierze odrodzonego państwa polskiego nad bolszewicką nawałnicą, odsłonić obelisk poświęcony pamięci poległych także po drugiej stronie, uważałem i uważam za dobry" - podkreślił i dodał: Jestem przekonany, że możemy się zdobyć na gest, aby oprócz uczczenia naszych bohaterów, którzy bronili wówczas polskiej niepodległości, upamiętnić też tragiczny los żołnierzy walczących w armii najeźdźców. Musimy pamiętać o tym, że wielu z nich nie znalazło się tam z własnej woli. Dlatego tak jak z szacunkiem podchodzimy do mogił różnych obcych żołnierzy, które znajdują się na polskiej ziemi, tak nie widzę przesłanek do wielkiego oburzenia z powodu próby upamiętnienia ich losu symbolicznym obeliskiem" - stwierdził Dudek.
Historyk zauważył także w ferworze, że "nie widzi nic złego w tym, aby upamiętnić obeliskiem nie tylko poległych w Polsce żołnierzy Armii Czerwonej, ale i Wehrmachtu".
Argumenty zwolenników upamiętnienia bolszewików w Ossowie stawały się coraz bardziej kuriozalne. Twierdzono na przykład, że większość z nich była na pewno chrześcijanami, gdyż przy jednym ze szkieletów znaleziono... mały prawosławny krzyżyk. Bliższe oględziny znaleziska wskazały, że najprawdopodobniej należał on do kobiety. Nie ustalono natomiast, czy do łap sołdata trafił on przekazany mu przez bogobojną matkę (co raczej mało prawdopodobne), czy też zerwał on go z szyi wcześniej zgwałconej, a następnie zamordowanej rosyjskiej szlachcianki (co zdecydowanie wydaje się bardziej realne). By podkreślić "chrześcijańskie korzenie Armii Czerwonej" zdecydowano się umieścić w miejscu ich spoczynku w Ossowie duży prawosławny krzyż.
Ostro zaprotestował wówczas przeciwko temu najwybitniejszy znawca historii Rosji i rosyjskiej idei prof. Andrzej Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Naukowiec zauważył, że umieszczenie krzyża prawosławnego na mogile żołnierzy bolszewickich, walczących w imię komunizmu, wpisuje się w politykę historyczną Rosji Władimira Putina, dokonującej syntezy imperialnych dążeń ZSRS z okresu stalinizmu z dziedzictwem Rosji carskiej, opartej na prawosławiu.
Zasadne argumenty historyka zostały jednak odrzucone i prawosławny krzyż góruje nad "nieco bardziej ozdobnym nagrobkiem" do dzisiaj. Jego odsłonięciu, co nastąpiło ostatecznie 2 listopada 2010 roku, nie towarzyszyła jednak zapowiadana wcześnie feta. Protesty zrobiły swoje! Nie wygłaszano więc przemówień; nie było przedstawicieli Ambasady Federacji Rosyjskiej (limuzynę ambasadora zawrócono dosłownie kilkaset metrów przed pomnikiem), ani asysty wojskowej. Byli tylko, poza duchownymi, dawny pezetpeerowski historyk Tomasz Nałęcz (doradca Komorowskiego do spraw historycznych) i Andrzej Krzysztof Kunert. W przypadku tego ostatniego była to jego druga wizyta w Ossowie. Po raz pierwszy Kunert był tu 15 sierpnia 2010 roku, by spotkać się z protestującymi przeciwko upamiętnianiu bolszewików. W trakcie kilkugodzinnej rozmowy doszło do kuriozalnej sytuacji. Kunert - przypomnijmy: sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa! - przyznał, że "nie widział jeszcze mogił polskich żołnierzy, którzy zginęli tu w 1920". Jak widać funkcjonariuszowi polskiego państwa bliżej było do najeźdźców także jego Ojczyzny niż do tych, którzy tej Ojczyzny bronili!
Zachowanie Kunerta wzbudziło oburzenie nie tylko licznych organizacji niepodległościowych, kombatanckich i pozostającego wówczas w opozycji Prawa i Sprawiedliwości, ale także patriotycznie myślących przedstawicieli jego własnego zaplecza.
Wojewódzki Komitet Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Krakowie po burzliwej dyskusji zdecydowaną większością głosów przyjął 18 listopada 2010 roku uchwałę o następującej treści: "W związku z inicjatywą upamiętnienia żołnierzy Armii Czerwonej w Ossowie pod Warszawą w formie odsłoniętego 2 listopada 2010 roku pomnika oraz uzasadnieniami tego faktu ze strony Sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Wojewódzki Komitet Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Krakowie wyraża dezaprobatę dla dotychczasowych działań Pana dr. hab. Andrzeja Krzysztofa Kunerta oraz zwraca się do ministra kultury i dziedzictwa narodowego z uprzejmą prośbą o jego pilne odwołanie z zajmowanego stanowiska".
Apel krakowskiego komitetu nie spotkał się ze spodziewaną przez jego sygnatariuszy reakcją ministra Bogdana Zdrojewskiego, o którym mówiło się wcześniej, że miał chrapkę na stanowisko szefa MON. Minister resortu, którego nazwa mówi m. in. o dziedzictwie narodowym, nie odwołał Kunerta, który spokojnie kierował Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa aż do sierpnia 2016 roku.
Kunertowi nie zaszkodziła nie tylko afera w Ossowie, ale też kolejny skandal do którego doszło z jego udziałem w 2010 roku. Kierowana przez niego instytucja nie zaakceptowała projektu mauzoleum, w którym w oddzielnych grobach miałyby spocząć szczątki powstańców listopadowych. Zbiorową ich mogiłę, jedną z największych w Polsce, odkryto w Kopnej Górze koło Białegostoku. "Przekazy historyczne mówią o 56 ciałach powstańców, w sposób barbarzyński wrzuconych przez Rosjan do jednego dołu" - odnotował "Nasz Dziennik". Taki sposób pochówku nie przeszkadzał jednak Kunertowi, który uważał, że powstańcy nie zasługują na oddzielne mogiły i w zupełności powinien im wystarczyć zbiorowy grób. Takie stanowisko wzbudziło oburzenie środowisk patriotycznych. "Naszym pragnieniem jest, aby szczątki każdego z powstańców zostały godnie uczczone oddzielnymi mogiłami" - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Radosław Dobrowolski, historyk i prezes Stowarzyszenia Collegium Suprasliense, które prowadziło prace na miejscu zbiorowego grobu.
Wróćmy na koniec do Ossowa i do miejsca, w którym znajduje się "nieco bardziej ozdobny nagrobek". Ma on kształt porośniętego trawą prostokąta o wymiarach 6 na 12 metrów; pośrodku znajduje się stylizowany obelisk w kształcie krzyża prawosławnego, wykonany z nierdzewnej stali kwasoodpornej, o wysokości blisko 3 metrów. Całość uzupełnia granitowa dwujęzyczna tablica w językach polskim i rosyjskim, umieszczona w przedniej części mogiły. Znajduje się na niej napis: „Tu spoczywa 22 żołnierzy 235 i 236 Pułku Strzelców 79 Brygady Armii Czerwonej, którzy idąc na Warszawę, polegli w boju pod Ossowem 14 i 15 sierpnia 1920 r."
Czy za 20, 30 lat, a może trochę wcześniej lub trochę później, ludzie czytający powyższe słowa będą wiedzieć, co tak rzeczywiście zdarzyło się 14 i 15 sierpnia 1920 roku pod Osowem. Może będą sądzić, że wspominani kłamliwym napisem sołdaci, maszerowali w kierunku Warszawy, by uwolnić ja np. z rąk "faszysty Piłsudskiego"? Ale stop, to już przecież było.
Gdyby ktoś - ten kto wie - chciał zobaczyć prawdę o rządach PO w pigułce, powinien udać się do Ossowa i zerknąć na znajdujący się tam "nieco bardziej ozdobny nagrobek" - najtrwalsze dzieło dwóch panów K. - Komorowskiego i Kunerta.