- Pamiętam, że włączyłem telewizor, bo chciałem obejrzeć przemówienie Lecha Kaczyńskiego i jak ono wypadnie na tle wystąpienia, które 7 kwietnia wygłosił Donald Tusk. Pierwsza informacja była szokiem, aż trudno było uwierzyć. I pierwsza myśl, że przecież samoloty z prezydentem i rządową delegacją ot, tak sobie nie spadają — powiedział o swoich wspomnieniach z 10 kwietnia 2010 r. publicysta Jacek Liziniewicz w rozmowie z portalem TV Republika.
. Nie podejrzewałem wówczas, że państwo polskie nie podejmie żadnych działań, aby to wyjaśnić - mówił publicysta.
- Najbardziej z tamtych dni, zaraz po katastrofie smoleńskiej, pamiętam kolejki na Krakowskim przedmieściu tych, którzy chcieli oddać hołd parze prezydenckiej, Lechowi i Marii Kaczyńskim. Sam przestałem w tej kolejce kilkanaście godzin. To robiło niezapomniane wrażenie — przypomniał Liziniewicz i dodał, że „jako Polacy byliśmy wtedy jednością. Niestety z powodu działań PO nie trwało to długo” - podkreślił.
- Katastrofa smoleńska była punktem zwrotnym dla całego społeczeństwa i będzie jednym z takich słupów granicznych naszej historii jak okrągły stół, powstanie „Solidarności”, wejście do NATO i do EU. To na zawsze pozostanie w naszej pamięci — dodał Liziniewicz.