Niemcy chcą zrobić z Tuska europejskiego lidera walki z Trumpem
"Donald Tusk może być ostatecznie tym Europejczykiem, który najlepiej poradzi sobie z Donaldem Trumpem", kadzi liderowi koalicji 13 grudnia i zarazem protegowanemu Niemiec periodyk „Der Spiegel”. Berlin wyraźnie chce wypchnąć Tuska na pozycję głównego wroga USA i prezydenta Trumpa. Obecny premier Polski coraz bardziej wyraźnie się na to godzi i to nie tylko dlatego, że praktycznie we wszystkich swoich działaniach jest powolny Niemcom, ale i dlatego że nie ma wyboru. Z Tuskiem i jego otoczeniem nikt w Waszyngtonie rozmawiać poważnie już nie będzie.
Tusk przez lata oskarżał obecnego prezydenta USA o wszystko, co najgorsze. Donald Trump był w jego narracji m. in. "rosyjskim agentem z 30-letnim stażem", notorycznym kłamcą, którego w ciągu zaledwie kwartału "przyłapano chyba na 10 tysiącach kłamstw".
Oszczerstwom Tuska kierowanym wobec Trumpa towarzyszyły podobne wypowiedzi jego politycznych podkomendnych oraz sojuszników.
Dla Radka Sikorskiego, obecnego szefa MSZ, prezydent USA był "kandydatem Kremla", "proto-faszystą" (zresztą razem z Jarosławem Kaczyńskim), "puczystą, który powinien być "przykładnie ukarany" i który, najwyraźniej jeśli ukarany nie będzie, "znajdzie azyl polityczny w Rosji Putina niedaleko willi Janukowycza w Moskwie" (według Sikorskiego Trumpa z Janukowyczem łączy "podobny gust do aranżacji wnętrz i muszli klozetowych"). Żona Sikorskiego, Anne Appelbaum (ta sama, której opinia była wyrocznią dla Marka Brzezinskiego, nominalnego ambasadora USA, a faktycznie przedstawiciela Demokratów przy PO) wymieniła Trumpa w jednym zdaniu z "Hitlerem, Stalinem i Mussolinim"), a Bogdan Klich, obecnie "pełniący obowiązki kierownika ambasady RP w Waszyngtonie", uznał prezydenta USA za "osobnika niezrównoważonego i marionetkę Putina". Jeszcze dalej, o ile to możliwe, poszedł niejaki Adam Szejnfeld, partyjny towarzysz Tuska, dla którego nie tylko "ewidentna jest współpraca Trumpa z Rosją", ale który zaproponował, by "pod groźbą kary 50.000 zł dowlec [go] przed polską komisję "lex Tusk"".
Na koniec zostawiamy sobie opinię tow. Tomasza Treli, z Lewicy - kanapowej przybudówki formacji Tuska. Trela nie był odkrywczy w powtarzaniu za PO o związkach Trumpa z Putinem, jego swoistym wkładem w "antytrumpizm" było natomiast określenie przywódcy najpotężniejszego państwa świata i zarazem kluczowego sojusznika Polski, jako "pospolitego gangstera".
Wszystkie powyższe wypowiedzi przypomniał, zaraz po wyborach prezydenckich w USA, internauta Zygfryd Czaban. Wnikliwy analityk sceny politycznej, a także jej kulis, zauważył zarazem, że wypowiedzi te "uniemożliwią normalne stosunki z USA".
Konstatacja ta okazała się, niestety - choć może to "niestety" nie będzie zbyt długie - słuszna. Wiedzą to niemieccy przyjaciele Tuska, wie też sam Tusk i jego polityczni socjusze. Świadectwem tego jest choćby kuriozalne wystąpienie europosła PO ppłk. Sienkiewicza, który oskarżył o zdradę Europy polskich polityków sprzyjających nowej administracji amerykańskiej. Sienkiewicz, który sam był niegdyś dobrym analitykiem politycznym, wie dobrze, że ekipa Tuska tak daleko zabrnęła w antytrumpizmie, że nie ma już drogi powrotnej.
Jedynym rozwiązaniem dla Tuska jest pozostanie na ostrym kursie antyamerykańskiej polityki i oczekiwanie, że może zostanie to w przyszłości, gdy już będzie trzeba ewakuować się z Polski, docenione przez jego zagranicznych sponsorów.
Taką też rolę przewidują dla Tuska Niemcy, które same zaczynają tonować antytrumpowe wypowiedzi.
"Donald Tusk może być ostatecznie tym Europejczykiem, który najlepiej poradzi sobie z Donaldem Trumpem", kadzi liderowi koalicji 13 grudnia „Der Spiegel”. Periodyk, udając iż opinie Tuska i jego otoczenia o Trumpie, nie są mu znane, stwierdza, że "Polska jest uważana za jeden z najbardziej przyjaznych Ameryce krajów na świecie, a stosunki między Waszyngtonem a Warszawą były już dobre podczas pierwszej prezydentury Trumpa”. Tygodnik dalej powołuje się na analizę berlińskiego think tanku European Council on Foreign Relations, według której "Trump będzie traktował Polskę z respektem, nawet jeśli znana mu z przychylności partia Prawo i Sprawiedliwość nie jest już u władzy. Przemawia za tym m.in. fakt, że Polska od lat masowo się zbroi i wyda w tym roku 4,7 proc. swojego PKB na obronność. To bardzo blisko pięciu procent, których domaga się Trump. Co więcej, duża część tych wydatków trafia do USA, ponieważ Polska masowo kupuje amerykański sprzęt obronny” – czytamy. I to wszystko jest, albo raczej - było prawdą, ale za rządów PiS.
Ekipa rządząca obecnie Polską nie jest dla amerykańskiej administracji wiarygodna, i nie chodzi tu jedynie o wylane na prezydenta Donalda Trumpa pomyje. Choć o nie chodzi też.
Źródło: Spiegel, x.com/Zygfryd Czaban, Republika
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X