Dr Maciej Szymanowski, hungarysta, historyk z Katolickiego Uniwersytetu w Budapeszcie komentował przebieg uroczystości rocznicy węgierskiej rewolucji 1956 roku.
Kończą się uroczystości rocznicowe związane z węgierską rewolucją 1956 roku. Jedyną głową państwa zagranicznego był prezydent Andrzej Duda. Dzisiaj do Budapesztu leci marszałek Kuchciński, który jutro będzie wygłaszał w Parlamencie Węgierskim przemówienie.
– To piękny gest ze strony państwa węgierskiego. Gest doceniający to, co Polacy zrobili w 1956 roku, bez wątpienia. To nie jest przypadek, że obchodzimy rok kultury węgierskiej w 60 rocznicę rewolucji 1956 roku. Węgrzy to dobrze zapamiętali, ze w momencie, kiedy było im bardzo, bardzo ciężko, Polacy wysyłali im krew, dary żywnościowe, całymi pociągami, wieloma ciężarówkami. I te dary przychodziły przecież z kraju bardzo biednego, też komunistycznego. Pamięć o tych wydarzeniach została i ja jako Polak odbieram to jako gest wdzięczności – mówił dr Maciej Szymanowski z Katolickiego Uniwersytetu w Budapeszcie.
– Chętnie bym usłyszał, jako Polak, z ust przywódcy innego [niż Węgry – red.] państwa, takie zdanie, że (w tym przypadku) „Węgry są Waszą ojczyzną”. Tak powiedział premier Orbán – zauważył doktor Szymanowski.
– 1956 rok można, nawet trzeba, porównywać z Powstaniem Warszawskim. Także w tym wymiarze, że dla Węgrów to oznaczało taką Jałtę, zdradę mocarstw zachodnich. Oni w 1956 roku chwycili za broń, bo bardzo mocno wierzyli, że ONZ, zachodnie mocarstwa, Stany Zjednoczone im pomogą i to się nie stało, tak samo jak w przypadku Powstania Warszawskiego. To po pierwsze, a po drugie 56 rok kreuje na dyktatora Jánosa Kádára, który rządzi 33 lata. Jánosa Kádára, który umierając w 1989 roku widzi na ekranie swojego telewizora, pogrzeb tej osoby, której gwarantował bezpieczeństwo, aby wyszła z ambasady jugosłowiańskiej, czyli Imre Nagya, premiera rewolucyjnego rządu węgierskiego, który został zamordowany w 1958 roku, owinięty w papę z rękoma skrępowanymi drutem kolczastym, rzucony twarzą do ziemi i zakopany w bezimiennym grobie. I do tego [Kádár] widzi jeszcze na tym pogrzebie państwowym młodego studenta, który żąda natychmiastowego wycofania się wojsk sowieckich z terytorium Węgier. Ten student nazywał się Viktor Orbán – przypomina hungarysta.
Gazeta Wyborcza relacjonując wczorajsze wydarzenia w Budapeszcie, zwracała uwagę na okrzyki wznoszone podczas przemówień premiera Orbána i prezydenta Dudy: „dyktator, dyktator”.
– Były gwizdy grupy kilkudziesięciu osób, która gwizdała podczas wykonywania hymnów i podczas prezydenta Dudy i premiera Orbána i nic się więcej nie stało. To są prawa demokracji. Jak ja porównuję to z sytuacją z obchodów 50 rocznicy powstania '56... pracowałem wówczas w Instytucie Polskim w Budapeszcie i musiałem otworzyć drzwi tego instytutu wieczorem, ponieważ oddziały policji tak się brutalnie zachowywały, częstowały demonstrantów, którym się ówczesny lewicowy rząd Gyurcsánya nie podobał, na tyle intensywnie gazem łzawiącym, wodą oraz strzałami z broni gładkolufowej, zresztą tylko cudem nikt wtedy nie zginął, bardzo dużo osób zostało okaleczonych do końca życia – opowiadał historyk i dodawał: – Widzimy skalę postępu demokracji na Węgrzech, widzimy jak się ten kraj zmienił, jak się traktuje w tej chwili opozycję.