Podwodne cmentarzysko. 30 lat temu zatonął polski prom Jan Heweliusz
Na Pomorzu Zachodnim trwają obchody rocznicowe związane z katastrofą, do której doszło 14 stycznia 1993. Tego dnia w godzinach wczesnorannych na Morzu Bałtyckim u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia życie straciło 56 osób. Statek rozpoczął rejs mimo bardzo niesprzyjających warunków pogodowych. Na trasie ze Świnoujścia do Ystad odnotowano siłę wiatru nie mieszczącej się w 12-stopniowej skali Beauforta.
Przechył statku rozpoczął się ok. godz. 4:10. O godzinie 4:36 wzrósł on do 35° oraz doszło do odpadania ładunków od pokładów. Ostatecznie prom obrócił się do góry dnem o godz. 5:12.
Pamięć tych, którzy oddali życie w katastrofie morskiej promu Jan Heweliusz uczczono na Cmentarzu Centralnym oraz w kościele pw. św. Jana Ewangelisty przy ul. Świętego Ducha w Szczecinie.
"Żywioł morza jest groźny i wymaga pokory od każdego człowieka, nie tylko marynarzy, ale każdego z nas. Naszym obowiązkiem, tych, którzy zostali tu na ziemi jest pamiętać", mówił podczas uroczystości duszpasterz ludzi morza ks. Stanisław Flis.
W sobotę w Świnoujściu o godz. 9.00 na Placu Rybaka odbyła się uroczystość upamiętniająca katastrofę promu, a w niedzielę w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie wybrzmi Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Zwyczajem lat ubiegłych, załogi promów pływających do Szwecji zrzucą w miejscu katastrofy okolicznościowe wieńce.
Była to najbardziej tragiczna katastrofa w historii polskiej żeglugi - zginęło 55 osób - obywateli Polski, Austrii, Węgier, Czech, Szwecji i Norwegii.
"Heweliusz" wypłynął w nocy z 13 na 14 stycznia 1993 ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad. Rejs rozpoczął się z opóźnieniem, bo wcześniej naprawiano furtę rufową, czyli klapę zamykającą wnętrze pokładu kolejowo-samochodowego. Na pokładzie znajdowały się 64 osoby: pasażerowie i członkowie załogi, 28 tirów i 10 wagonów kolejowych.
Rejs przebiegał normalnie do ok. godz. 3.30, kiedy na morzu zaczął się sztorm. Prom płynął wówczas wzdłuż wybrzeży Rugii. Ok. godz. 4.00, gdy "Jan Heweliusz" minął północno-zachodni cypel wyspy, huragan uderzył w jego burtę z siłą 12 stopni w skali Beauforta. Kapitan Andrzej Ułasiewicz próbował ratować jednostkę poprzez ustawienie jej dziobem w kierunku fal, jednak bezskutecznie. O 4.30 kapitan - wobec coraz większego przechyłu jednostki - nakazał jej opuszczenie.
Wysłano sygnał SOS. Rosnący przechył i ciężkie warunki pogodowe uniemożliwiły załodze spuszczenie szalup, mimo to prowadzono akcję ratunkową, w której uczestniczyły niemieckie, duńskie i szwedzkie śmigłowce, a także promy "Nieborów" i "Kopernik", niemiecki holownik ratowniczy "Arkona" i polski statek "Huragan". Na wodę spuszczono siedem tratw.
Ok. godz. 11.00 prom zatonął. Kapitan, pierwszy oficer Roger Janicki i trzeci oficer Janusz Lewandowski do końca pozostali na mostku kapitańskim.
Zginęło 55 osób: 35 pasażerów (w tym dwoje dzieci) i 20 członków załogi. Odnaleziono 39 ciał. Uratowano dziewięciu członków załogi. Prom kolejowo-samochodowy "Jan Heweliusz" został zbudowany w 1977 r. w stoczni Trosvik w Norwegii.
Prom przed zatonięciem miał blisko 30 wypadków, a w 1986 r. na jego pokładzie wybuchł pożar. W czasie katastrofy armatorem jednostki była Euroafrica, spółka-córka Polskich Linii Oceanicznych. Zatonięcie "Heweliusza" było największą katastrofą w historii polskiej żeglugi, która wydarzyła się w czasie pokoju.
Wrak spoczywa na głębokości około 25 metrów.