Jak w 1925 r. wyobrażano sobie kolonizację księżyca
Kosmos od zawsze pociągał ludzkość, której rozwój zapewnia niekończący się pociąg do ekspansji. Jak wyobrażali sobie podróże w kosmos ludzie żyjący w 1925 r.? Odpowiedzi na te pytanie udzieli nam artykuł z popularnego, w okresie międzywojenny, tygodnika "Świat", wydawanego przez Towarzystwo Akcyjne Orgelbranda i Synów. Wszystko na podstawie badań jakże popularnych i dzisiaj „amerykańskich naukowców” Pisownia została zachowana w oryginale.
„Fantazja powieściopisarzy wyprzedza nierzadko postępy wiedzy technicznej. Co więcej, wyobraźnie przewiduje niejednokrotnie techniczne zdobycze, zanim ścisły i opierający się na rachunku umysł uczonego i wynalazcy ośmieli się w ogóle marzyć o ich realizacji. Verne podróżował „Nautiliusem” w głębinach oceanów, zanim zbudowano łódź podwodną. Wells toczył potworną wojnę w powietrzu, gdy balon sterowy odbywał dopiero próbne podróże(…).
Czy można powędrować na księżyc? (…) Amerykańscy naukowcy po badaniach i dokonaniu szczegółowych obliczeń doszli do przekonania, że urzeczywistnienie fantazji jest z pomocą istniejących środków technicznych zupełnie możliwe. Oczywiście uważają za fantastyczny pomysł wystrzelenie ekspedycji z jakiegoś olbrzymiego działa, wedle recepty powieściopisarzy. Jedynym aparatem, jaki mógłby być brany poważnie w rachubę, jest statek rakietowy.
"W wysokości 1600 kilometrów nad powierzchnie ziemi ciała nic już nie ważą"
W przeciwieństwie do granatu, który posiada największą szybkość w chwili opuszczenia otworu działa, szybkość biegu rakiety potęguje się w miarę jej wznoszenia się. Dzięki temu człowiek mógłby wytrzymać ciśnienie, powstające przy takiej podróży. Niebezpiecznym okresem drogi byłaby tylko początkowe minuty, aż do znalezienia się w sferze kosmicznej, mniej więcej w wysokości 1600 kilometrów nad powierzchnie ziemi. Tutaj, przezwyciężywszy już ziemska siłę ciężkości, pilot rakietowego statku mógłby już przerwać prąd wybuchów, pchający go dotąd ustawicznie w górę i potem regulować go już bardzo łagodnie. Bowiem tutaj, ciała nic już nie ważą. Mimo wszystko zapas prochu musiałby być olbrzymi, aparat w chwili startu ważyłby niemal sto razy tyle, co z chwilą przybycia do celu podróży. Więc techniczne trudności rozwiązania problemu na tej drodze okazują się nazbyt wielkie, wprost nie do pokonania. Ale p. Goddard nie traci nadziei, że dzięki dalszym doświadczeniom, zdobędzie znacznie intensywniejszy i znacznie lżejszy materiał wybuchowy.
Prof. Oberth projektuje użycie w swych rakietach skroplonych gazów, zwłaszcza mieszaniny wodoru i tlenu, dającej, jak wiadomo, straszliwą siłę wybuchową. Zapas tego materiału byłby dzięki temu mniejszy, a szybkość ruchu większa, niż przy prochowej rakiecie. Oczywiście, oba projekty są jeszcze dalekie od urzeczywistnienia. Zasługują na uwagę głównie z tego względu, że teoretycznie rozwiązują problem podróży na księżyc.
"Jeśli na księżycu istnieje woda, będzie można stworzyć tam fabryki skroplonego wodoru i tlenu, księżyc stałby się centralną stacja wszechświata"
Przedstawione powyżej usiłowania są w zgodzie z obecnym stanem techniki. Zanim jeszcze wynalazczość ludzka zdobyła praktyczne wyniki, fantazja już idzie daje. Więc fantaści amerykańscy uważają ewentualne zdobycie księżyca jedynie za pierwszy skromny etap, który dopiero otworzy dalsze, wprost niesłychane możliwości. Jeśli na księżycu istnieje woda, to dzięki specjalnym warunkom satelity ziemi będzie można stworzyć tam olbrzymie fabryki skroplonego wodoru i tlenu i z pomocą zdobytej w ten sposób energji wędrować swobodnie po wszechświecie. Księżyc stałby się centralną stacja wszechświata.”
opracował Mateusz Kosiński