– Na wschodzie Ukrainy, jak wcześniej na Krymie, pojawiły się tzw. zielone ludziki, czyli żołnierze w mundurach armii rosyjskiej, ale bez żadnych dystynkcji – oświadczył rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Ukrainy Andrij Łysenko.
– Taką grupę zauważono w rejonie miejscowości Izwaryne (obwód ługański przy granicy z Rosją). Ugrupowanie to uzbrojone jest w artylerię i systemy rakietowe Grad – poinformował na konferencji prasowej w Kijowie.
Tzw. zielone ludziki po raz pierwszy pojawiły się w lutym, gdy Rosja rozpoczęła z ich pomocą okupację należącego do Ukrainy Krymu.
Doniesienia o obecności we wschodnich regionach Ukrainy żołnierzy bez dystynkcji potwierdził ekspert wojskowy Dmytro Tymczuk. „Zauważono” to za mało powiedziane. Naliczono około 300 zielonych ludzików. Dziś, podczas konsultacji z przedstawicielami ukraińskich służb specjalnych otrzymaliśmy informację, że według ich danych liczba rosyjskich wojskowych w Donbasie może przekraczać 400 – napisał na swoim Facebooku.
Tymczuk oświadczył, że żołnierze ci nie mają dokumentów i zostali uprzedzeni przez dowódców, że jeśli zostaną zidentyfikowani, będą zwolnieni z sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej z datą wsteczną.
Ekspert zwrócił się także do dziennikarzy, by nie pisali, że „rosyjscy żołnierze pomagają terrorystom”. Są to profesjonaliści i niepowodzenia sił ukraińskiej operacji antyterrorystycznej w ostatnich dniach są ich zasługą. To oni wykonują najbardziej skomplikowaną i krwawą robotę. Jest odwrotnie: to miejscowi (ukraińscy) bojownicy są ich pomocnikami – napisał Tymczuk.