Wyprowadził wojsko z koszar, przywrócił porządek w państwie, a jednak organizacje praw człowieka mają mu to za złe.
Pod rządami prezydenta Nayiba Bukele Salwador przeszedł niesamowitą transformację. Wskaźnik zabójstw, który w 2019 roku wynosił 51 na 100 000 mieszkańców, spadł do rekordowych 1,9 w 2024 roku. Dzięki odważnym decyzjom i determinacji prezydenta, Salwador stał się najbezpieczniejszym krajem na półkuli zachodniej – co jeszcze kilka lat temu wydawało się nieosiągalne.
Mieszkańcy kraju otwarcie wyrażają swoje uznanie dla działań prezydenta. Wprowadzone reformy, wsparcie wojska w walce z gangami i zdecydowane rozprawienie się z przestępczością przyniosły oczekiwane rezultaty. Bezpieczeństwo i stabilność, na które Salwadorczycy czekali przez dekady, stały się faktem.
Oczywiście pojawiają się głosy krytyczne, zwłaszcza ze strony organizacji praw człowieka. Jednak warto zadać pytanie: co te organizacje zrobiły przez te lata, aby poprawić sytuację w Salwadorze? Czy ich działania przyczyniły się do tego, by mieszkańcy mogli spokojnie wychodzić na ulice, bez strachu o swoje życie? Utyskiwania organizacji praw człowieka w walce z przestępczością, w regionie szczególnie nią dotkniętą jakim jest Ameryka Łacińska, muszą budzić nie tylko zdziwienie, ale i niepokój. Matematyka kraju jest prosta. Pięć lat temu ludzie bali się wychodzić na ulice, a przestępcy pozostawali bezkarni. Czy odwórcenie tej tendencji jest sprzeczne z prawami człowieka? Salwador potrzebował konkretnych, skutecznych działań, a prezydent Bukele je dostarczył – i to z imponującym rezultatem.
Dziś Salwador jest przykładem na to, że odwaga w podejmowaniu decyzji i konsekwencja w działaniu mogą zmienić losy całego kraju. Mieszkańcy czują się bezpiecznie, a świat patrzy z podziwem na to, co udało się osiągnąć.
Źródło: Republika/PAP