„To już zmierza w kierunku dyktatury. Jestem Niemcem. W latach 30. XX wieku doświadczyliśmy tego. Uważam, że nie wolno dopuścić, aby powtórzyło się to gdziekolwiek na świecie, a na pewno nie w takiej wspólnocie wartości, jaką jest Unia Europejska” – powiedział o wolności słowa w Polsce Frank Überall, szef niemieckiego stowarzyszenia dziennikarzy. Wywiad dla „Deutsche Welle” jest ważny, bo nikt wcześniej nie pokazał aż tak otwarcie, czarno na białym, jak Niemcy za pomocą wulgarnych kłamstw prowadzą swoją szowinistyczną politykę - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszej "Gazecie Polskiej".
Z wywiadu jasno wynika, że nie chodzi tylko o kłamliwe wyzwiska, ale też o to, by spowodowały one naciski polityczne i ekonomiczne, utrudniające Polsce prowadzenie niepodległościowej polityki.
W Polsce nie ma „wymiany krytycznych poglądów”
W tym celu już w swoim pytaniu redakcja sugeruje, że w Polsce dzieje się coś strasznego: „W czołówce państw krytykowanych w rezolucji jest Polska. Mowa jest o przebudowie struktury mediów, szczególnej presji na media z udziałem podmiotów zagranicznych, naciskach ekonomicznych, nękaniu dziennikarzy i podporządkowywaniu polskich mediów jednej partii. Czy w dziejach Unii Europejskiej jakikolwiek rząd unijnego kraju podjął kiedyś tak daleko idące ingerencje w wolność mediów jak w Polsce?”. Frank Überall odpowiada: „Na Węgrzech mamy podobne problemy. (…) To, że te prawa podstawowe są deptane, że dziennikarze nie mogą niezależnie pracować, że się ich zwalnia z pracy, niszczy materialną sferę egzystencji ‒ to rzeczywiście jest coś zupełnie nowego”. W efekcie dziennikarze „nie mają możliwości tworzenia opinii publicznej dla wymiany krytycznych poglądów”.
Za tym kłamstwem idą już bardzo konkretne pogróżki: „Chodzi o to, aby uczynić te kwestie przedmiotem wszelkich negocjacji politycznych”. Dalej redaktor Überall wyjaśnia, że Polsce trzeba zabrać pieniądze: „Unia Europejska jest wspólnotą wartości, a nie koncertem życzeń. Nie można powiedzieć: bierzemy to, a tego nie. Nie można sięgać po dotacje na projekty z funduszy strukturalnych i kwitować innych spraw brakiem zainteresowania” ‒ mówi.
Żeby polska inteligencja nie miała szans rozwoju
Na czym polega wyjątkowość wywiadu Franka Überalla na tle innych antypolskich wystąpień? Na tym, że jest on mniej mądry od niemieckich polityków i pewne rzeczy powiedział wprost. Tak że każdy leming może przeczytać: w Polsce nie ma „wymiany krytycznych poglądów”. Żeby w to uwierzyć, leming musiałby potwierdzić, że w Polsce nie ma TVN, Polsatu, Onetu czy Wirtualnej Polski. W rzeczywistości media antyrządowe nadal mają przewagę praktycznie w każdym sektorze medialnego rynku, z wyjątkiem mediów społecznościowych, a więc tworzonych oddolnie.
Po co więc to kłamstwo? A może raczej do kogo jest ono skierowane, skoro każdy Polak, choćby po cichu, potwierdzi, że powyższe wypowiedzi są nieprawdziwe, bo na rynku mediów nie zmieniło się nic istotnego, poza zmianą w mediach publicznych, która dokonywała się już u nas, cyklicznie, wiele razy.
„Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą” ‒ to jeden z najpopularniejszych cytatów z Goebbelsa. Ale nie był on pojedynczym bon-motem, tylko częścią konkretnego, także antypolskiego planu.
Gdy po podbiciu przez Niemców Polski we wrześniu 1989 wielu niemieckich oficerów nie ukrywało podziwu dla waleczności polski żołnierzy (jak wspomina Andrzej Bobkowski w „Szkicach piórkiem”, podobne opinie słyszało się na każdym kroku), Goebbels ganił takie wypowiedzi surowo: „Zajmuję raz jeszcze stanowisko, aby nie heroizować narodu polskiego i pozbyć się sentymentalnego do niego stosunku. (…) Historia tego narodu musi dobiec kresu”.
Odwiedzając Belweder, Goebbels jasno wskazał, jakie jest zagrożenie dla niemieckiej polityki, do którego powtórzenia nie można już nigdy dopuścić: „Wizyta w Belwederze. Tutaj polski marszałek żył i pracował. Oto łoże, na którym umarł. Tutaj człowiek może się nauczyć, jakich błędów należy unikać – nie można dopuścić, aby polska inteligencja miała szanse rozwoju”.
Niemcy muszą nauczyć się rozmawiać
Po 1989 r. polska inteligencja nie miała szans rozwoju. Miejsca, w których się rozwijała, były okupowane przez elity wywodzące się z kolaboracji. Uniwersytety, media, środowiska literackie, teatr, nawet muzyka rozrywkowa – wszystko to było ich bastionem. A każda próba uczynienia w nim wyłomu spotykała się z ostrą reakcją, mającą zniechęcić pijące cienkie herbatki elity z przedwojennym rodowodem do podnoszenia głowy.
Interes postkomunistycznej oligarchii był tu zgodny z interesem niemieckim, polegającym na zamiarze eksploatacji postkolonialnego kraju, bez konieczności przesadnego liczenia się z interesem nieobecnego gospodarza. Dlatego Niemcy hojnie wspierały poprzez swoje fundacje i media elity postkolonialne.
Po przejęciu władzy przez PiS przed Niemcami stanął wybór: albo na nowo ułożyć sobie stosunki z niepodległościowymi elitami, oparte na obustronnych korzyściach, albo próbować za pomocą instrumentów stworzonych w postkolonialnej III RP dążyć do obalenia niesterowanej przez siebie władzy.
W polityce niemieckiej przeważa póki co ta druga koncepcja. Próby dogadania się z polską władzą są nieliczne i robią wrażenie wymuszanych przez Amerykanów, jak było przy okazji pamiętnego szczytu NATO. Doszło wtedy nawet do wspólnego posiedzenia rządów polskiego i niemieckiego. Na co dzień przeważa jednak koncepcja obalenia rządu za pomocą finansowanych przez Niemcy protestów opozycji oraz niszczenia wizerunku Polski na świecie.