Zaledwie dwa tygodnie po zamachu samochodowym na Westminster Bridge w Londynie podobny atak miał miejsce w Sztokholmie w Szwecji. Na jednej z głównych ulic handlowych raz jeszcze użyto pojazdu jako pocisku przeciwko ciałom przechodniów - czytamy na euroislam.pl.
Jak w Nicei we Francji. Jak w Berlinie. I jak tak wiele razy w Izraelu.
Nad tymi regularnymi wiadomościami panuje atmosfera defetyzmu – straszliwy brak strategii i brak rozwiązań. Jak może rząd powstrzymać ludzi przed wjeżdżaniem ciężarówkami w przechodniów? Czy jest to coś, do czego po prostu musimy się przyzwyczaić, jak powiedzieli zarówno były premier Francji Manuel Valls, jak i burmistrz Londynu, Sadiq Khan? Czy musimy uznać akty terroru za coś podobnego do pogody? Czy możemy cokolwiek zrobić, żeby to ograniczyć, skoro nie możemy tego całkiem powstrzymać? Jeśli tak, to gdzie zacząć? Można by zacząć od szczerej, publicznej dyskusji o tych sprawach. Ale nawet to łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Była straszliwa symetria w owym minionym tygodniu na Zachodzie. Tydzień zaczął się od informacji, że urodzona w Somalii autorka i działaczka na rzecz praw człowieka, Ayaan Hirsi Ali, została zmuszona do odwołania tury wykładów w Australii. Wśród podanych przyczyn były „problemy bezpieczeństwa”. Godnym uwagi aspektem tej sprawy, który dostał się do wiadomości publicznej, jest to, że do jednego z miejsc, gdzie Hirsi Ali miała wystąpić, zgłosiła się instytucja nazywająca siebie „The Council for the Prevention of Islamophobia Incorporated” [Zarejestrowana Rada Zapobiegania Islamofobii]. Wydaje się, że nikt nie wie, skąd wzięła się ta „Rada”, ale jej domniemany założyciel – Syed Murtaza Hussain – twierdził, że grupa ta przyprowadzi pięć tysięcy protestujących do sali, gdzie Hirsi Ali miała mówić.
Ta groźba przypomina sytuację z 2009 r., kiedy brytyjski członek Izby Lordów, Lord Ahmed, groził zmobilizowaniem 10 tysięcy muzułmanów brytyjskich, by zaprotestować w Parlamencie w Westminsterze, jeśli polityk holenderski Geert Wilders otrzyma pozwolenie na wystąpienie. Wtedy, podobnie jak teraz, przemówienie Wildersa odwołano. Obietnica zmobilizowania tysięcy gniewnych muzułmanów daje natychmiastowy efekt. Często pod naciskiem instynktownych reakcji tracimy z oczu długoterminowe implikacje.
Inne ataki na Hirsi Ali zaczęły się na całe tygodnie przed terminem jej odwołanej tury wykładów. Na przykład, w Internecie krążył oglądany przez tysiące ludzi film, pokazujący grupę australijskich muzułmanek w chustach. Protestowały przeciwko pojawieniu się Hirsi Ali w Australii, zwracając się bezpośrednio do niej, mówiły: „Twoja narracja nie popiera naszej walki. Wymazujemy ją”.
Podobnie jak inne krytyczne słowa o Hirsi Ali, chodziło tu o przedstawienie jej samej jako problemu, by nie słyszeć jej słów będących reakcją na problem. Raz jeszcze, myląc (umyślnie lub nie) podpalacza ze strażakiem, takie grupy prezentują jednolitą, uzgodnioną opinie – lub „narrację” – jako jedyną potrzebną odpowiedź na wszystkie problemy które może istnieją, a może nie. Według nich Hirsi Ali myśli o „niewłaściwych” rzeczach i mówi niewłaściwe słowa. Dlatego trzeba ją zatrzymać.