USA ma tajną broń! Nazywają ją ... ninja!
Amerykańskie siły specjalne i paramilitarne jednostki Centralnej Agencji Wywiadowczej posiadają nowy rodzaj sterowanego pocisku rakietowego. Jest on stosowany w operacjach antyterrorystycznych – poinformował dziennik "The Wall Street Journal".
Nowy pocisk jest zmodyfikowaną wersją sterowanego pocisku rakietowego typu powietrze-ziemia AGM-114 Hellfire, ale nie ma ładunku wybuchowego, co zmniejsza do minimum ryzyko spowodowania ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej podczas operacji antyterrorystycznych.
Nowy pocisk rakietowy działa tak "jakby z dużej wysokości zostało zrzucone pędzące z olbrzymią prędkością kowadło" – wyjaśnił przedstawiciel administracji cytowany anonimowo w artykule "WSJ". "Niewybuchowa", metalowa głowica o masie ok. 45 kg jest w stanie przebić dachy samochodów i stropy budynków, w których znajdują się terroryści.
Dodatkowo głowica tego pocisku opatrzonego kryptonimem R9X jest wyposażona w sześć ostrzy. Są one wysuwane bezpośrednio przed uderzeniem głowicy w cel, "szatkując" wszystko w jego najbliższym otoczeniu. Z powodu tych latających ostrzy pocisk jest potocznie nazywany w wąskiej grupie ekspertów "bombą ninja".
Pracę nad konstrukcją pocisku R9X zaczęły się w 2011 r., za prezydentury Baracka Obamy (2009-2017), który w operacjach antyterrorystycznych w Pakistanie, w Afganistanie i w Jemenie zwiększył użycie dronów wyposażonych w pociski Hellfire.
Jak utrzymywali autorzy opublikowanego w 2017 r. raportu Biura Dziennikarstwa Śledczego (The Bureau of Investigative Journalism), w czasach administracji Obamy broń ta spowodowała od 384 do 807 ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej w tych trzech krajach.
Rozpoczęte w 2011 r. prace nad konstrukcją pocisku rakietowego z głowicą bez ładunku wybuchowego, a więc o ograniczonym, precyzyjnym promieniu rażenia, zmierzały do maksymalnego zmniejszenia ryzyka ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej podczas operacji antyterrorystycznych.
Politycznym celem prac nad konstrukcją pocisku było powstrzymanie krytyki ze strony m.in. przedstawicieli międzynarodowych organizacji humanitarnych, którzy zarzucali Waszyngtonowi, że nadmiernie polega na nieprecyzyjnych często dronach w walce z terroryzmem – wyjaśnia "WSJ".