To miała być sesja narzeczeńska, ale panna młoda napisała do fotografki: „Mój ojciec ma raka. Nie ma dla niego ratunku. Zamiast sesji narzeczeńskiej, chcę zrobić zdjęcia z moim ojcem. Z dnia a dzień jest coraz słabszy, musimy się śpieszyć”.
Jako pierwsza opisała ją fotografka specjalizująca się w sesjach narzeczeńskich i ślubnych, Bonnie Turner. Pewnego dnia dostała mejla od Becky, swojej klientki. Becky i Matt mieli wpłaconą zaliczkę za poczet sesji narzeczeńskiej u Bonnie. Stale jednak przekładali termin, bo pogoda psuła im szyki. Bonnie myślała więc, że kolejny mejl od Becky dotyczyć będzie ustalenia nowego terminu zdjęć. Przyszła panna młoda miała jednak inny pomysł. „Mój tata walczy z rakiem prostaty i nie ma już dla niego ratunku. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że w tym tygodniu trafi do hospicjum. Chcielibyśmy przeznaczyć zaliczkę, jaką wpłacił Matt, na rodzinną sesję zdjęciową. Swoimi zdjęciami będziemy się martwić później, to jest bardziej nagląca potrzeba. Nie mieliśmy profesjonalnej, rodzinnej sesji zdjęciowej odkąd ja i mój brat byliśmy mali, więc to dużo dla nas znaczy”.
Becky przeczuwała, że tata nie zdąży poprowadzić jej do ołtarza, zapragnęła więc mieć wyjątkową pamiątkę po nim. Poprosiła swojego przyjaciela, zajmującego się wideofilmowaniem, by nagrał pierwszy taniec, jaki Becky i tata zatańczyliby na weselu Becky. Czas naglił, bo jak pisała Becky „tata z dnia na dzień jest coraz słabszy”. Napisała do Bonnie prośbę, czy nie zechciałaby uwiecznić tej chwili na zdjęciach. Tak też zrobiła.
ZOBACZ: