Pomysł ściągnięcia czołgów z pomników i po wyremontowaniu wysłanie ich na front rozważają rosyjscy deputowani. "Na front mogą trafić czołgi z czasów Breżniewa, a nawet starsze od Putina. Wśród deputowanych pojawiły się propozycje, by stworzyć oddział ze zdemontowanych pomników: na wielu cokołach czołgi T-34 upamiętniają bitwy II wojny światowej" - napisała w niedzielę agencja prasowa Unian.
Przed napaścią Rosji na Ukrainę uważano, że Moskwa dysponuje największą liczbą czołgów na świecie. Jednak w walkach ponosi ogromne straty w sprzęcie, a eksperci twierdzą, że z powodu sankcji nie da się szybko remontować zniszczonych maszyn. Dlatego - twierdzi agencja - spośród uszkodzonych maszyn do walk wraca zaledwie jedna trzecia z zapowiadanych przez Kreml 800 jednostek rocznie. Sporo czołgów trafiło na front ze starych magazynów bez przygotowania i modernizacji. "Takie pojazdy z reguły +odpadają+ w ciągu 1-3 tygodni eksploatacji nawet bez ostrzału" - powiedział agencji Unian ekspert wojskowy Nikołaj Sałamacha.
Moskwa zmuszona jest sięgać po coraz starsze maszyny. Magazyny bazy rezerwowej na Dalekim Wschodzie zaczęły opuszczać czołgi T-54 - twierdzi agencja, powołując się na analityków z Conflict Intelligence Team. Produkcję T-54 rozpoczęto w 1945 roku, zakończono - niemal 60 lat temu.
Od początku inwazji rosyjskie siły korzystały z T-62 (produkowane w latach 1963–1978), ale po raz pierwszy z magazynu pobrano czołgi T-54/55.