Włoscy rolnicy alarmują, że brak rąk do pracy spowodował, iż zmuszeni są pozostawiać zbiory na polach. Dotąd przyjeżdżali pracownicy sezonowi z zagranicy - teraz z powodu koronawirusa, zostali w domach, a włoskich płodów nie ma kto zbierać. To przekłada się i na podaż, i na ceny warzyw i owoców.
Brakuje 200 tys. pracowników rolnych. Dotąd co czwarty kilogram włoskich płodów rolnych zbierany był rękoma cudzoziemców. Tylko w marcu, w stosunku do tego samego okresu roku ubiegłego, włoskie rolnictwo straciło pół miliona tzw. dniówek.
A to dopiero początek sezonu: latem potrzeba będzie rąk do pracy przy zbiorach pomidorów, brzoskwiń, cukinii i zbóż, a jesienią winogron i oliwek. Rolnicy zmuszeni są wybierać, co zostawiać na polach.
W Bazylikacie na przykład truskawki zrywano, a zostawiano warzywa strączkowe. Na Sycylii pozostały niezebrane całe pola bazylii, a w Lacjum - rukoli. Ograniczenia przemieszczania się sprawiły, że wielu rolników zostało z połową pracowników sezonowych.
Przez to, jak podaje związek producentów żywności, Coldiretti 4 na 10 gospodarstw ma trudności finansowe. By ratować sytuację, Coldiretti uruchomił akcję „praca na wsi”. Liczy na studentów, emerytów i bezrobotnych.