Obozy dla uchodźców we Włoszech są przepełnione, a w społeczeństwie dotąd przychylnie nastawionym dla imigrantów przybywa niezadowolonych. Także inne kraje śródziemnomorskie zgłaszają rosnącą liczbę migrantów. Tymczasem UE od lat nie potrafi skutecznie rozwiązać tego problemu.
Włodarze wielu włoskich miejscowości są wściekli na rząd w Rzymie. Mówią o upale nie do zniesienia i ciasnocie w za małych, przepełnionych obozach dla uchodźców – i domagają się dla swoich miast i gmin, by wstrzymać przyjmowanie kolejnych osób.
Przez Morze Śródziemne tylko do Włoch przybyło w tym roku już ponad 13 tys. osób – blisko 9 tys. więcej niż w tym samym czasie 2019 roku.
Podczas koronakryzysu sytuacja jeszcze się zaostrzyła. Tym bardziej, że turystyka niemal kompletnie się załamała. Nie rozładowuje to napięcia, gdy na turystyczne plaże przybijają łodzie z imigrantami.
Jednocześnie problemów przysparza zapobieganie zarażeniu koronawirusem w ośrodkach dla uchodźców. Niedawno setki imigrantów na własną rękę opuściło ośrodki recepcyjne, naruszając tym samym zasady kwarantanny. Szczęśliwie nie doszło w nich jak dotąd do wybuchu zarażeń.
Rząd w Rzymie w odpowiedzi na tę sytuację zmobilizował wojsko. Na Sycylię zostało odkomenderowanych blisko 300 żołnierzy. Ich zadanie – pilnowanie ośrodków recepcyjnych i kwarantanny. Rzym zwrócił się też o pomoc do Unii Europejskiej – co, jak pisze Deutsche Welle, w pierwszym rzędzie oznacza, że europejscy partnerzy powinni przyjąć do siebie kontyngenty uchodźców.
W piątek wieczorem szefowie resortów spraw wewnętrznych Włoch i Francji, Luciana Lamorgese i Christophe Castaner uzgodnili nową inicjatywę polityczną. Oboje ministrowie chcą wnieść nowe życie w tzw. porozumienie maltańskie. We wrześniu 2019 pięć krajów UE: Finlandia, Francja, Malta, Niemcy i Włochy porozumiało się w sprawie dobrowolnego przyjmowania uchodźców i migrantów przez państwa UE. Ale nie udaje się wcielać tego porozumienia w życie.
Nie tylko Włochy odnotowują rosnącą liczbę ludzi szukających ochrony. Coraz więcej uchodźców i migrantów przybywa też przez Morze Śródziemne do Hiszpanii. Rekordowy był w tym roku lipiec, gdy na hiszpańskich wybrzeżach wylądowało blisko 2 tys. ludzi. Do Murcji i Almeríi przybyło tylko w miniony weekend 700 osób. Większość pochodzi z Algierii, a nie tak jak dotąd z Maroka.
W przeciwieństwie do Włoch, sytuacja w Hiszpanii nie zaostrzyła się w stosunku do ub. roku, z wyjątkiem Wysp Kanaryjskich. Ale nie znaczy to, że rząd ma sytuację pod kontrolą. Obserwatorzy mówią o chaosie kompetencyjnym związanym z kwarantanną. Z obawy przed przywleczeniem wirusa SARS-CoV-2 hiszpański rząd nie chce lokować nowych uchodźców w ośrodkach recepcyjnych. Ale nie stawia do dyspozycji pomieszczeń koniecznych do odbycia przez nich kwarantanny. O te mają się starać regionalne rządy.
Stosunkowo spokojna jest natomiast sytuacja na greckich granicach. W lipcu zarejestrowano na nich tylko 244 migrantów, podała na zapytanie DW Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców. W tym samym miesiącu 2019 r. było to 5008 osób. Znacznie poważniejszym problemem są ciągle jeszcze beznadziejnie przepełnione obozy dla uchodźców na greckich wyspach.
Unia Europejska tymczasem od lat nie może ruszyć z miejsca z planowaną reformą azylową. Cypr, Grecja, Hiszpania, Malta i Włochy domagają się zobowiązującego mechanizmu relokacji uchodźców. Zdecydowanie sprzeciwiają się temu państwa Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Czechy, Słowacja) oraz Estonia, Łotwa i Słowenia. W liście do Komisji Europejskiej siódemka ta podkreśliła niedawno, że jest gotowa pomóc krajom, które ponoszą największy ciężar kryzysu migracyjnego, ale na swoich warunkach i nie godzi się na „żadną formę” przymusowej relokacji uchodźców.
Komisja Europejska chce przedstawić we wrześniu nowe propozycje rozwiązania kryzysu migracyjnego.