Zawsze modliła się o przyjście Mesjasza, naprzód zawsze nazywała Błogosławioną tę, która świętą Dziecinę na świat wyda, i pragnęła jako najniższa sługa u niej służyć. W pokorze swej nie myślała nigdy, żeby ona nią być mogła”. Maryja zawsze czekała z wielką tęsknotą na przyjście Jezusa również wtedy, kiedy jeszcze nie wiedziała, że to ona zostanie wybrana na Jego Matkę. Pan Bóg pozwolił zobaczyć tajemnice z tamtego czasu bł. Annie Katarzynie Emmerich (1774 – 1824) – niemieckiej mistyczce i stygmatyczce, która została wyniesiona do godności ołtarzy w 2004 roku przez św. Jana Pawła II.
Maryja miała nieco ponad 14 lat, kiedy Pan Bóg zaprosił ją do realizacji swojego planu zbawienia świata. Wieczór był zwyczajny. Maryja wraz ze swoją matką, Anną pomodliły się wspólnie i rozeszły się do swoich zajęć. „Święta Dziewica weszła po kilku stopniach do swej izdebki. (…) Odsunąwszy od ściany niski, złożony stolik, postawiła go na środek izdebki. (…) Maryja nakryła stolik najpierw czerwonym, a potem białym, przezroczystym obrusem z frędzlami u dołu, a z haftowaną ozdobą na środku. (…) Gdy stolik był uszykowany, położyła Maryja przed nim małą, okrągłą poduszeczkę, a oparłszy obie ręce na stolik, przyklękła”. Od najmłodszych lat Maryja spędzała wiele czasu na modlitwie. Każda chwila spotkania z Panem Bogiem była dla niej wyjątkowym świętem. Troszczyła się o to, aby nic jej nie rozpraszało podczas tak ważnej chwili. Dbała o stosowny strój i przygotowywała starannie miejsce modlitwy. Był to wyjątkowy czas zachwytu i miłości, który wypełniał jej serce. Podobnie było w tę szczególną noc zwiastowania. „Maryja, spuściwszy welon przed twarz, złożyła ręce przed piersią. Widziałam ją długo w tej postawie modlącą się jak najżarliwiej. Modliła się o zbawienie i o króla obiecanego, i ażeby i jej modlitwa też pewien udział miała w Jego posłannictwie. Klęczała długo jakby w zachwyceniu, z obliczem ku niebu wzniesionym; potem, skłoniwszy głowę ku ziemi, modliła się”.
Bóg słyszy każdą ludzką modlitwę. Szczególnie bliska jest Mu modlitwa pokorna i płynąca z serca, pełna miłości i uwielbienia. Wysłuchał także błagania młodej dziewczyny z Nazaretu. Archanioł Gabriel, Boży wysłannik ukazał się Maryi właśnie w tej chwili, kiedy była zatopiona w myślach, kiedy prosiła o przyjście na świat Zbawiciela. „Anioł z nią rozmawiać począł, obie ręce przed piersiami z lekka od siebie rozszerzając. Widziałam, że słowa w kształcie złotych głosek wychodziły z ust jego. Maryja odpowiadała, nie podnosząc nań wzroku. I znowu mówił Anioł, a Maryja, jakby na rozkaz Anioła, uchyliwszy nieco welonu, spojrzała na niego i rzekła: “Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”. Teraz widziałam ją w głębokim zachwyceniu”. Maryja przyjęła Boże zaproszenie. Wiedziała, że ma przed sobą trudne zadanie, ale ufała Bogu. Wiedziała, że to w Bożej mocy leży Jej życie i życie Dzieciątka, które się w Niej poczęło. Anioł zaś uspokoił obawy Maryi słowami: „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37).
Sam Pan Jezus chciał przyjść na świat jako bezbronne dziecko. Wybrał na swoją Matkę najczystszą Dziewicę, która ukochała Go, jeszcze zanim zagościł pod Jej sercem. Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich następująco tłumaczy fakt narodzenia Pana Jezusa: „Pokazano mi też, dlaczego Zbawiciel przez 9 miesięcy w łonie matki chciał pozostawać i jako dziecię się narodzić, a nie w postaci doskonałej, jak Adam wystąpić, ani też przyjąć rajskiej piękności Adama. Wcielony Syn Boży chciał na nowo uświęcić poczęcie i narodzenie, przez upadek grzechowy tak bardzo skażone.
Ocalona od grzechu, przygotowywana przez lata życia, pełna Ducha Bożego – Maryja zrozumiała, że to Ona przyniesie światu Boga. Przez swoje krótkie ziemskie życie starała się obdarzać ludzi miłością, wspierać ich w trudach i nieść pociechę w cierpieniu. Teraz Pan Bóg otworzył przed Nią pełnię. Mogła nieść do ludzi Zbawiciela, być z Nim w jedności – tak blisko jak tylko może być matka ze swym dzieckiem. Wydarzył się wielki cud Wcielenia: „Stropu izdebki już nie widziałam. Obłok światła był nad domem, a świetlana droga aż do otwartych niebios. W źródle tej światłości widziałam obraz Trójcy Przenajświętszej. Wyglądał jak trójgraniaste światło, a w nim widziałam to, o czym myślałam: Ojca, Syna, Ducha Świętego. Gdy Maryja wyrzekła: “Niech mi się stanie według słowa Twego”, widziałam postać Ducha Świętego z twarzą ludzką i otoczonego blaskiem jakby skrzydłami. Z piersi i rąk widziałam trzy strugi światła w prawy bok świętej Dziewicy wnikające, a pod jej sercem w jedno spływające. W tej chwili Maryja na wskroś była oświeconą i jakby przejrzystą”.
Maryja z Panem Jezusem pod sercem wybrała się do swojej ciotki, św. Elżbiety. Obie kobiety były sobie bardzo bliskie. Według wizji bł. Anny Katarzyny, św. Elżbieta spodziewała się odwiedzin Maryi, czuła w sercu, że nadejdzie i codziennie Jej wyglądała. Kiedy nadszedł dzień spotkania, Elżbieta wybiegła naprzeciw Maryi. „Maryja była już pomiędzy pobliskimi domami, których mieszkańcy, zdumieni jej pięknością i wzruszeni całą jej postacią, cofali się z pewną skromnością. Gdy się zeszły, przywitały się uprzejmie, podając sobie ręce, i widziałam w Maryi światłość, a z Niej promień w Elżbietę wnikający”. Obie wiedziały, że są w stanie błogosławionym, niemal nie musiały o tym mówić.
Bł. Anna Katarzyna Emmerich opisuje, że obie kobiety modliły się codziennie. „Zawsze, rano i wieczorem, odmawiają pospołu hymn Magnificat, który Maryja w chwili pozdrowienia Elżbiety od Ducha Świętego była otrzymała”. Błogosławiona mistyczka przywołuje w swoim świadectwie jeszcze jedną wizję. Pan Bóg pokazał jej, co się działo podczas żarliwej modlitwy świętych kobiet. „Widziałam, że obie niewiasty ku sobie się zwracały i nawzajem się pozdrawiały. Wtem wystąpiły z nich dwie postacie, Jan i Jezus. Jan, jakby w kabłąk zwinięty, leżał już w większej postaci, na ziemi; Jezus zaś jako małe świetlane Dzieciątko, zupełnie tak, jak to często w Przenajświętszym Sakramencie widzę, przystępował do niego. Unosił się w powietrzu, i widziałam, że jakby mgłę białawą ściągał z Jana, na ziemi leżącego; to zaś, co zeń zdjął wpadało otworem w studnię, i tam tonęło. Potem, podniósłszy małego Jana do góry, uścisnął go, i znowu wstąpili w swe matki, które podczas tego śpiewały Magnificat. Przez trzy miesiące, aż do narodzenia św. Jana, Maryja towarzyszyła swojej ciotce. Razem pracowały i oczekiwały na rozwiązanie.
Niezwykle ważną osobą w życiu Maryi i w Jej posłannictwie był św. Józef, który na kartach Ewangelii jawi się jako milczący i cichy opiekun Jezusa. Wydaje się, że św. Józef tylko towarzyszy w wielkiej misji Maryi i Syna Bożego. Jednak bł. Anna Katarzyna miała okazję poznać bliżej jego uczucia, trudności i zmagania, które odsłaniają pełniej atmosferę czasu przyjścia na świat Pana Jezusa.
Pan Bóg obdarzył św. Józefa największą odpowiedzialnością. Powierzył mu swojego Syna i Jego Matkę. Chociaż było to niezwykłe wyróżnienie i łaska, a św. Józef był mężczyzną bezgranicznie ufającym Panu Bogu, to jednak po ludzku bardzo się przestraszył. Zobaczył Maryję, kiedy wracała od św. Elżbiety i rozpoznał, że niesie ze sobą Dzieciątko pod sercem, ale o nic nie zapytał i nie usłyszał żadnych wyjaśnień. „Józef do połowy drogi wyszedł Maryi naprzeciw i spostrzegł, że była w stanie błogosławionym; lecz się z tym nie odezwał, walcząc z wątpliwościami. Maryja, która się tego z góry obawiała, była poważną i zamyśloną, a to powiększało jego niepokój. (…) Niepokój Józefa doszedł do tego stopnia, iż, gdy Maryja do domu powróciła, postanowił uciec. Wtedy ukazał mu się Anioł, pocieszając go” .
Św. Józef nie podejrzewał Maryi o grzech. Mimo to, jego lęk był tak wielki, że sam nie potrafił sobie z nim poradzić. Nie szukał pomocy i wsparcia u Maryi, ale wołał do Boga i od Niego czerpał siły. Wtedy też usłyszał słowa ukojenia od Anioła Bożego, które umocniły Świętego na drodze odpowiedzialności – na drodze ojcostwa. „Oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów»” (Mt 1,20–21).
Od tego momentu Józef stał się powiernikiem tajemnic Bożych. To on otrzymywał krótkie wskazówki od Aniołów. Wypełniał bardzo wiernie wolę Bożą przekazaną mu w snach, a Maryja w pełnym zaufaniu szła drogą, którą wskazywał jej mąż. Tak też było z wyjściem do Betlejem tuż przed narodzeniem Jezusa. Św. Józefowi ukazał się Anioł, „mówiąc, iżby wnet z Maryją udał się do Betlejem, albowiem Dziecię Jej tamże ma się narodzić, by wziął ze sobą tylko nieco skromnych sprzętów, a osobliwie żeby nie brał żadnych robót koronkowych ani haftowanych nakryć. Anioł oznaczył mu wszystko. Józef wskutek tego bardzo był zatrwożony”.
Mężczyzna, mimo swoich uczuć, przekazał anielską wiadomość Maryi i Jej matce. Maryja nie tylko od razu zaczęła się przygotowywać do podróży, ale także cieszyła się, że może wypełnić proroctwa, które odnosiły się do zapowiadanych narodzin Mesjasza. „Święta Dziewica dobrze wiedziała w sercu swoim, iż w Betlejem ma porodzić dziecię, lecz z pokory nic o tym nie mówiła. Wiedziała o tym z proroctw. (…) Tym chętniej poddała się woli Bożej i wybrała w podróż, która w tej porze roku była dla niej bardzo uciążliwa, gdyż w górach było mroźno. Maryja niewysłowione miała uczucie, iż tylko ubogą być może i być musi. Nie mogła nic zewnętrznego posiadać albowiem wszystko w sobie miała”. Maryja była niezwykle wytrwała. Wiedziała, że nie żyje dla siebie. Została wybrana na Matkę Boga. Ta młoda dziewczyna jest wzorem dla każdej matki, pokazuje, że nie trzeba mieć wszystkiego, żeby przyjąć i obdarzyć miłością poczęte dziecko. Maryja wiedziała, że otrzymała od Pana Boga to, co najcenniejsze. Wypełniało się właśnie wszystko, o co w swej wielkiej pobożności prosiła. Pan Bóg spełniał Jej najskrytsze pragnienia. Wychodziła z domu rodzinnego pod opieką swojego męża i z Synem Bożym pod sercem. W tym niezwykłym zadaniu sił dodawał Jej sam Jezus oraz św. Józef – mąż, silny mocą wiary i nadziei w Bogu. (cdn.)
Źródło: bł. Anna Katarzyna Emmerich – Żywot Jezusa Chrystusa