Były szef koncernu Jukos, jeden z czołowych przeciwników Kremla Michaił Chodorkowski podkreślił w rozmowie z PAP, że mimo sankcji, Zachód nadal kupuje rosyjski gaz, ale w formie produktów pochodnych. Według niego, system sankcyjny należy zinstytucjonalizować.
PAP: Po dwóch i pół latach wojny, czy uważa pan, że którekolwiek z sankcji nałożonych przez Zachód na Rosję są skuteczne?
Michaił Chodorkowski: Jeśli mówimy o sankcjach przemysłowych czy sektorowych, to owszem działają, ale nie natychmiast. Większym problemem jest jednak to, że nie są w pełni egzekwowane. Z pewnością duże znaczenie miały sankcje personalne. Ograniczyły wpływy Putina oraz jego kręgów politycznych i biznesowych na Zachodzie.
Trzecim rodzajem są sankcje energetyczne. Europejski bojkot ograniczył możliwości Putina na zarabianie na dostawach ropy na Zachód. Jednak, aby miał on realny wpływ, należałoby osiągnąć porozumienie między Emiratami Arabskimi a Stanami Zjednoczonymi, do czego dotychczas nie udało się doprowadzić. Poważny cios zadały za to sankcje dotyczące gazu. Niestety, jest to miecz obosieczny, bo uderzają również w Zachód.
Tak naprawdę Zachód nadal kupuje rosyjski gaz, tylko w formie produktów pochodnych lub produkowanych przy jego użyciu tj. aluminium, nawozy mineralne. Podobnie jest w przypadku mieszania skroplonego gazu ziemnego różnego pochodzenia.
PAP: W takim razie po co wprowadzać kolejne pakiety, skoro te, które już istnieją można obejść?
M.Ch.: W sferze politycznej, wprowadzenie kolejnych pakietów sankcji robi ogromne wrażenie. Jednak im bardziej skomplikowane są zasady ich wprowadzania, tym trudniej jest je egzekwować. Dotychczas za omijanie sankcji nie skazano ani jednej osoby, mimo że takie działania z pewnością wielokrotnie miały miejsce. Problem polega na tym, że choć sankcje obowiązują od ponad dwóch i pół roku, nadal nie mają jasno określonych ram prawnych. W zasadzie nie wiadomo, kiedy są wprowadzane, jaki jest ich sens i kiedy są znoszone.
PAP: Co zatem należałoby zrobić, by uszczelnić i uwiarygodnić system sankcyjny?
M.Ch.: Uważam, że konfrontacja z reżimem Putina nie jest dla Zachodu problemem, który da się rozwiązać w dwa, trzy lata. To kwestia dziesięcioleci. Całe podejście powinno być zinstytucjonalizowane. Kiedy Polska będzie przewodniczyć Radzie Unii Europejskiej, może odegrać w tym procesie ważną rolę.
PAP: Mimo wszystko, Zachód stawia Putinowi dość stanowczy polityczny i ekonomiczny opór. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o pozostałych graczach takich jak Chiny czy Indie.
M.Ch.: W polityce nic nie jest niemożliwe. Unia Europejska jest najważniejszym partnerem handlowym Chin i znaczącym partnerem Indii. Raczej nie wystarczy to, by wymusić na nich zaprzestaniu handlu z Rosją... Jednak przedmiotem rozmów z Indiami i Chinami mogłoby być ograniczenie ilości najważniejszych towarów, bez których Putin nie byłby w stanie utrzymać swojej machiny wojennej. Możliwe, że Chiny lub Indie zażądałyby w zamian jakichś koncesji handlowych. Unia Europejska musi zdecydować, gdzie leżą jej priorytety.
PAP: Jak długo Putin będzie w stanie kontynuować wojnę? Kiedy pana zdaniem skończą mu się środki?
M.Ch.: Kontynuowanie wojny nie jest niemożliwe, ale ryzyko stale rośnie. Putin może wydawać te same sumy na wojsko jeszcze przez kilka lat, ale będzie to coraz trudniejsze. Te pieniądze pochodzą z funduszy rozwoju infrastruktury. Infrastruktura utrzyma się jeszcze przez jakiś czas, ale oczywistym jest, że sytuacja będzie się pogarszała.
Następnym krokiem będzie przełączenie państwa na tryby wojenne. A to oznacza podwojenie wydatków na wojsko i ogłoszenie mobilizacji. Jeśli do tego dojdzie, nie sądzę, żeby reżim przetrwał dużo dłużej.
Wie pani na czym polega rosyjska ruletka? Za każdym razem, gdy naciska się spust, wysiłek jest dokładnie taki sam, ale ryzyko rośnie. Putin zdaje sobie z tego sprawę, a to skłania go w kierunku negocjacji. Prędzej czy później, będzie musiał podjąć trudną decyzję: albo odchodzi, albo kontynuuje.
Źródło: PAP
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Nisztor: ws. Collegium Humanum chodzi o masowy proceder kupowania dyplomów - to sprawa ponadpolityczna